– Znamy przyczyny i skutki, ale niesprawiedliwość należy nazywać niesprawiedliwością – powiedziała szefowa niemieckiego rządu na dorocznym przyjęciu Związku Wypędzonych (BdV). Miała na myśli przymusowe wysiedlenia Niemców po drugiej wojnie światowej. Wszystkie dotychczasowe rządy RFN uznawały wypędzenia Niemców za sprzeczne z prawem międzynarodowym, nie formułując jednak na tej podstawie żadnych roszczeń terytorialnych czy materialnych. Słowa pani kanclerz nagrodzone zostały brawami przez zgromadzonych przedstawicieli BdV.

Tegoroczną imprezę w Berlinie obserwowały dziesiątki dziennikarzy i kilkanaście ekip telewizyjnych. – Takie zainteresowanie zawdzięczamy wypowiedziom Władysława Bartoszewskiego – tłumaczy Helmut Sauer, jeden ze znanych działaczy organizacji Eriki Steinbach.

Kanclerz Merkel stanęła wczoraj po raz kolejny w jej obronie, podkreślając, że od samego początku wspierała pomysł szefowej BdV upamiętnienia przymusowych wysiedleń i nie miała złudzeń, że jest to projekt służący pojednaniu. Mówiła, że rozumie ból wypędzonych po niedawnej decyzji wycofania nominacji Eriki Steinbach do rady fundacji tworzonego obecnie „Widocznego znaku” ale, jak powiedziała, dzięki temu „mamy dużą szansę na zrealizowanie projektu”. – Nikt się o to tak nie starał jak Erika Steinbach – oznajmiła pani kanclerz. Zapewniała jednak, że nie jest to przedsięwzięcie organizacji wypędzonych, lecz całego kraju i wszystkich Niemców.

Szefowa BdV przypomniała, że Angela Merkel gości po raz trzeci na imprezie BdV, na której nie pojawił się w przeszłości żaden kanclerz. Dała też do zrozumienia, że zajmie czekające na nią puste krzesło, gdy w Niemczech zmieni się układ sił.