W Kolumbii zatrzymano 37 oficerów, podoficerów i żołnierzy podejrzanych o przeprowadzanie egzekucji na porwanych przez nich młodych mężczyznach. Wystarczyło napisać w raporcie, że to członkowie Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC) polegli w walkach z wojskami rządowymi, by zainkasować premię (nawet równowartość 1500 dolarów) za zadanie strat nieprzyjacielowi. Według prokuratora generalnego Mario Iguarana to może być coś „w rodzaju ludobójstwa”.

Jak podaje kolumbijska gazeta „El Universal”, prokuratura bada m. in. okoliczności śmierci nastolatka, którego wojskowi zatrzymali 11 kwietnia 2005 r. w Medellin, gdy jechał rowerem. Innych młodych ludzi zwabili fałszywą ofertą pracy na plantacji bananów. Ubrali ich w mundury polowe, zastrzelili, dołożyli trzy karabiny AK47, moździerz, radiostację, trochę amunicji, po czym zgłosili, że wyeliminowali bojówkę FARC.

Zbrodnie armii wyszły na jaw pod koniec 2008 r. Rząd od razu wycofał ze służby 27 wojskowych, w tym trzech generałów. Prezydent Alvaro Uribe zapewniał, że nie miał pojęcia o tych procederach, ale nie wszystkich przekonał.

– Rząd stworzył system motywacji, nagród i innych dowodów uznania dla członków sił zbrojnych, którzy zabiją bojowników nielegalnych ugrupowań zbrojnych – mówi ekspert praw człowieka Mario Madrid-Malo, cytowany przez hiszpańskojęzyczny serwis BBC. W opublikowanym ostatnio raporcie Międzyamerykańskiej Komisji Praw Człowieka Kolumbia znalazła się – obok Kuby, Wenezueli i Haiti – na liście państw latynoskich, które w sposób rażący naruszają prawa człowieka.