Giacomo Mancini, kandydat partii Silvia Berlusconiego Lud Wolności, w poszukiwaniu głosów zapędził się do Bari na pięcie włoskiego buta. Po wiecu odebrał telefon rzekomo od lokalnych działaczy politycznych. Prosili o spotkanie. Przyszło trzech gangsterów i bez wielkich ceregieli zaproponowali 2 tysiące głosów za 3 tysiące euro. Zdumieli się, gdy odmówił, i tłumaczyli, że w Bari życie polityczne organizuje się w ten sposób od lat. W końcu wzruszyli ramionami i powiedzieli, że wobec tego udadzą się do konkurencji.
Natomiast do Rosario Crocetty, kandydata opozycyjnej Partii Demokratycznej z miasteczka Gela w sercu Sycylii, gdzie jest burmistrzem, zgłosiła się cosa nostra. O tyle to dziwne, że Crocetta wojuje z mafią. Wyrzucił z pracy w ratuszu żonę ukrywającego się lokalnego bossa i dostał policyjną ochronę. Mimo to mafiosi zaproponowali mu wyborcze wsparcie, żądając 400 euro za każde 500 głosów. „Biznes jest biznes” – skwitował Crocetta i pokpiwa, że widocznie kryzys dotknął też mafię, bo 80 centów za głos to na Sycylii cena promocyjna. Ale zdaje sobie sprawę, że na kilka dni przed wyborami stawka może podskoczyć do 50 euro za sztukę, bo tak już bywało.
O ogromnych możliwościach wpływu mafii na wybory, nawet parlamentarne, świadczy podsłuchana przez włoską policję w lutym zeszłego roku rozmowa telefoniczna między bossem potężnego klanu kalabryjskiej ndranghety Antonio Piromallim a jego rezydentem w Wenezueli Aldo Micciche, byłym znanym politykiem chadecji. Micciche miał dzięki znajomościom z dawnych czasów ułatwić szefowi kontakt z najwyższymi sferami politycznymi. Boss miał do sprzedania 50 tys. głosów w mających się odbyć dwa miesiące później wyborach powszechnych. W efekcie Piromalli spotkał się z pochodzącym z Sycylii przyjacielem Berlusconiego senatorem Marcello Dell’ Utrim (razem studiowali prawo w Mediolanie, a potem zakładali Forza Italia).
Powszechność handlu głosami potwierdza też dekret wydany w zeszłym roku tuż przed wyborami. Przewidywał nawet więzienie dla tych, którzy do kabiny z wejdą z aparatem fotograficznym lub robiącą zdjęcia komórką. Wszystko dlatego, że na południu w wielu okręgach mafia skupowała głosy po 20 – 50 euro od sztuki, ale żądała dowodów fotograficznych.
Natomiast o tym, że w wyborach lokalnych na południu Włoch głosy zdobywa się od dawna dzięki mafijnej machinie wyborczej, wiedzą wszyscy. Pisał i mówił o tym wielokrotnie choćby znawca przedmiotu Roberto Saviano – autor przetłumaczonej niedawno na polski „Gomorry”, traktującej o mafijnym świecie Kampanii. Od Neapolu po Sycylię jednym z filarów potęgi mafii są wpływy w lokalnych władzach. Mafiosi zapewniają sobie w ten sposób wszelkie zamówienia publiczne i wpływ na ważne dla nich decyzje. Dlatego prośbą, groźbą i zwykłą korupcją wpływają na wybory.