Mario Mauro: Mój przyjaciel Jerzy Buzek

Rozmowa z Mariem Mauro, włoskim eurodeputowanym chadeckim, kontrkandydatem Jerzego Buzka

Aktualizacja: 17.06.2009 17:52 Publikacja: 17.06.2009 01:01

Mario Mauro

Mario Mauro

Foto: www.epp-ed.eu

[b]Wygra pan walkę z Jerzym Buzkiem o fotel przewodniczącego Parlamentu Europejskiego? [/b]

[b]Mario Mauro:[/b] Ja w ogóle nie czuję się przeciwnikiem Jerzego Buzka, jego konkurentem. Nigdy nie walczyłem przeciwko komuś lub czemuś. Zawsze walczyłem o coś. Wystosowałem więc list do wszystkich eurodeputowanych, ze wszystkich partii, w którym napisałem: „Czeka nas czas wielkich wyzwań. Mam w sobie entuzjazm i doświadczenie, a przede wszystkim determinację i odwagę, by stawić im czoło. Mam w sercu to, co nazywamy politycznym projektem zjednoczonej Europy”. Dlatego nie staję do walki przeciw komuś. Jerzego Buzka uważam za przyjaciela, bardzo wysoko cenię i głęboko szanuję.

[b]To, co pan napisał o tych wyzwaniach, brzmi jak program polityczno-wyborczy?[/b]

Z tym że to nie jest jakiś mój osobisty, oryginalny program. Wynika z przekonań i politycznych ocen w łonie Europejskiej Partii Ludowej (EPP), które podzielam i w które głęboko wierzę. Po pierwsze, jestem przekonany, że Unia Europejska jest jedynym instrumentem zdolnym stawić czoło wielkim problemom i wyzwaniom, przed którymi staje Europa. A więc wielkiej imigracji, poszukiwaniu i zapewnieniu źródeł energii, konieczności prowadzenia wspólnej europejskiej polityki zagranicznej i obronnej. Chodzi o to, by Europa mówiła jednym głosem w sprawach pokoju i wojny. Jestem wielkim entuzjastą zjednoczonej Europy, bo ten projekt przeżywałem niejako na własnej skórze. Początkowo jako okazję do pojednania. Kroki, które Europa zrobiła na tej drodze ostatnimi laty, były pięknym doświadczeniem. Mam na myśli zjednoczenie z państwami Europy Wschodniej. Mam 47 lat. Nie wiem, co to wojna, a moje dzieci nie wiedzą, co to są granice.

[b]Ale żeby zostać przewodniczącym PE, chyba same ideały i kompetencje nie wystarczą. Stanowisko zdobywa się w procesie targów politycznych i negocjacji. Polskie media sugerowały, że szef Europejskiej Partii Ludowej Francuz Joseph Daul ustąpi na pana korzyść, a Francuzi poprą Buzka w zamian za polskie poparcie dla francuskiego kandydata na komisarza ds. jednolitego rynku. [/b]

Widocznie polskie media dysponują niedostępną mi wiedzą. O ile znam media, pewnie codziennie będą pojawiać się tego rodzaju spekulacje. Proszę mnie w to nie wciągać. Mnie to nieszczególnie interesuje i nie chcę brać w tym udziału.

[b]Polska opozycja zapowiedziała, że poprze kandydaturę Jerzego Buzka. Czy liczy pan na wsparcie ze strony włoskich eurodeputowanych z opozycyjnej Partii Demokratycznej? [/b]

Mam nadzieję, że mnie poprą, bo moja historia w PE to historia człowieka, który zawsze prowadził szczery dialog ze wszystkimi. Nie szedłem na kompromisy, ale starałem się iść ze wszystkimi w poszukiwaniu prawdy i nigdy nie sądziłem, że mam ją w kieszeni.

[b]Według innych spekulacji, tym razem we włoskich mediach, protestant Jerzy Buzek ma większe szanse od pana, bo będzie łatwiejszy do przełknięcia dla socjalistów niż pan – głęboko wierzący katolik. Czy trudno jest być katolikiem w strukturach Unii? [/b]

Nie. Wydaje mi się, że udało nam się uniknąć bardzo niebezpiecznej pułapki fundamentalizmu. Europa, i nie tylko Europa, wiele wycierpiała przez wojny religijne. Świeckość naszych instytucji jest gwarancją, że religia, wiara i polityka wnoszą wkład w nasze człowieczeństwo, ale formalnie są rozdzielone. Dlatego ufam, że potrafimy oddalić zmory fundamentalizmu, w którym Bóg jest pretekstem dla zdobycia władzy. Jestem człowiekiem wierzącym i właśnie dlatego Jerzego Buzka uważam za brata, podobnie zresztą jak innych, którzy nie dzielą ze mną moich przekonań religijnych, wyznawanych przeze mnie wartości i politycznie stoją zupełnie gdzie indziej. Kluczem jest poznanie. To pozwala uniknąć uprzedzeń i ideologicznego podejścia do rzeczywistości.

Moim zdaniem doświadczenie chrześcijańskie pomaga w budowaniu mostów, pozwala otworzyć się na problemy ludzi, dyskutować o nich, rozpoczynając od przyznania się do własnych błędów, by zrozumieć, jak można osiągnąć wspólne dobro.

[b]A przypadek prof. Rocca Buttiglionego, który ze względu na przekonania religijne nie otrzymał wsparcia PE na stanowisku komisarza? [/b]

To był specyficzny moment, moment napięcia, w którym Parlament Europejski chciał za wszelką cenę podkreślić swoje kompetencje i prerogatywy wobec Komisji Europejskiej. Niestety, przeważyły uprzedzenia. Podkreślałem to ja, jak i moi polscy partyjni koledzy w EPP. Ale jestem przekonany, że europarlament wyciągnął lekcję z tej smutnej sprawy, w której przeważyła ideologia.

[b] Ostatniej soboty premier Silvio Berlusconi mówił, że po tych wyborach i wraz z objęciem przez pana funkcji przewodniczącego PE wzrośnie rola Włoch w Unii. Podobne nadzieję Polacy wiążą z Jerzym Buzkiem. Czy przewodniczący może swój kraj traktować niejako preferencyjnie? Czy ma w ogóle takie możliwości? [/b]

Berlusconi miał na myśli to, że jego partia wygrała we Włoszech wybory do PE. Więc będzie miała większe wpływy w EPP. A w związku z tym, że partie wchodzące w skład EPP wygrały wybory w niemal całej Europie, Włochy będą też więcej ważyć w Unii. Gdybym został przewodniczącym parlamentu, Włochy mogłyby skorzystać na tym w tym sensie, że to stanowisko łączy się z pewnym prestiżem, ale to wszystko. Moim zdaniem rola przewodniczącego PE polega na jasnym formułowaniu, tłumaczeniu i interpretowaniu tego, do czego ma zmierzać Unia w tym pięcioleciu, jakie są jej główne cele. Przewodniczący powinien też przypominać, że Parlament powołany jest do obrony interesów najsłabszych, i to nie tylko w łonie Unii, ale też poza nią. Tak było w stosunku do zniewolonych krajów Europy Wschodniej. Jeśli chodzi o partykularne interesy narodowe, przypominam, że to nie jest najważniejszy cel instytucji europejskich. Ci, którzy pełnią w nich najważniejsze funkcje, powinni bronić słusznych interesów narodowych, nigdy nie szkodząc dobru wspólnemu. Nie przypominam sobie, co takiego szczególnego zrobił Hans-Gert Pöttering dla Niemiec, natomiast świetnie pamiętam, co zrobił dla Europy: rozpoczął dialog interkulturowy i interreligijny. W kontekście eksplozji fundamentalizmu i zaognienia sytuacji na Bliskim Wschodzie sądzę, że Pöttering wielce się Europie zasłużył.

[b]A co europarlament i inne instytucje unijne powinny zrobić, żeby Europejczycy zaczęli się nimi interesować? Przecież frekwencja wyborcza na poziomie 42 proc. mówi sama za siebie. W Polsce do urn poszła tylko jedna czwarta uprawnionych. [/b]

Przede wszystkim chciałbym zaapelować do Polaków. Ja mam w sobie wielką miłość do Polski. W czasach mojej młodości to było idealne miejsce, w którym rysowała się perspektywa zmiany świata, którego tak się na Zachodzie obawialiśmy. Widzieliśmy szansę narodzin nowej epoki. Najpierw wybór Jana Pawła II, a potem narodziny „Solidarności” były nadzieją nie tylko dla Polski, ale dla całego świata. Poznałem wtedy wielu Polaków, jeździłem do Polski, by brać udział, przyjrzeć się z bliska ważnym wydarzeniom. W 1985 r. uczestniczyłem w pielgrzymce do Częstochowy. To mnie nauczyło, że jeśli naród zdaje sobie sprawę ze stojących przed nim wyzwań i zadań, historia tego nie zapomina. Jeśli teraz tylko 25 procent Polaków poszło do europejskich wyborów, to znaczy, że naród nie jest bardzo świadom stojących przed nim zadań. Polaków trzeba przekonać, a raczej uzmysłowić im doniosłość projektu zjednoczonej Europy. W rzeczywistości Unia broni tego, co naprawdę żywotnie interesuje ludzi: równości szans, dobrobytu, dostępu do edukacji, pracy, realizacji własnych ambicji zawodowych. To jest zjednoczona Europa. Przecież na pewno przez pięć lat przynależności Polski do Unii poziom życia Polaków się podniósł.

[b]Ale może przyczyną niskiej frekwencji jest również to, że ludzie zniechęcili się do europejskiej biurokracji? Poza tym coraz częściej mówi się o braku demokracji, o tym, że najważniejsze decyzje w Unii podejmują niewybrani w bezpośrednich wyborach urzędnicy. [/b]

Część z tych zarzutów podzielam. I właśnie dlatego, zdając sobie sprawę z wad Unii, ludzie powinni iść do wyborów, by tę sytuację poprawić i zmienić.

[b] Czy przyjęcie traktatu lizbońskiego, zdaniem pana, posunęłoby do przodu proces demokratyzacji i odbiurokratyzowania Unii? [/b]

Z pewnością. Więcej decyzji będzie podejmowanych większością głosów, a nie tylko za zgodą wszystkich, a więc więcej będzie demokracji. Parlament Europejski też będzie miał więcej do powiedzenia – to też więcej demokracji. Poza tym powstaną mechanizmy pozwalające na kształtowanie wspólnej polityki europejskiej. Czyli wyborcy będą mieli szansę na wpływanie na losy.

[b]A jeśli Irlandczycy w referendum znów traktat odrzucą? Czy istnieje jakiś plan B? [/b]

Planu B nie ma, bo być nie może. Jeśli Irlandczycy traktat odrzucą, będziemy się ze szkodą dla wszystkich męczyć z ustaleniami nicejskimi. A te niestety nie stworzyły podstaw do sprawnego funkcjonowania Unii, w której jest 27 państw. Praktycznie o dalszym rozszerzaniu Unii moglibyśmy zapomnieć. Dalszą konsekwencją odrzucenia traktatu lizbońskiego może być to, że za pięć lat do urn pójdzie tylko 20 procent Europejczyków. I wtedy będziemy sobie mogli powiedzieć, że projekt zjednoczonej Europy upadł. Dlatego teraz, w tej chwili, potrzeba nam odwagi do zmian i reform.

[b]Mówił pan o konieczności wspólnej polityki zagranicznej Unii i bezpieczeństwie energetycznym jako o jej głównych zadaniach. Jak w tym kontekście widzi pan plan budowy gazociągu północnego? Przecież jego budowa wzbudza najsłuszniejsze obawy wielu krajów, w tym Polski. [/b]

Z punktu widzenia geostrategii są różne rozwiązania. Jest Nord Stream, ale jest też South Stream. I tu przestajemy mówić o energii, a mówimy o geopolityce. Wspólna, odważna polityka zagraniczna Unii powinna rozwiązywać takie problemy. Bez polityki, która bierze pod uwagę obawy naszych państw członkowskich, Unii grozi kapitulacja na wszystkich frontach. To byłoby niebezpieczne. Tym bardziej więc ważne jest przyjęcie traktatu lizbońskiego, który taką wspólną politykę zagraniczną przewiduje. Trzeba siąść do stołu z Rosją i państwami w tym regionie, które nie są członkami Unii, a są żywotnie problemem zainteresowane. I trzeba mieć na uwadze dobro wspólne, które wcale nie jest średnią interesów wszystkich. Jeśli uznamy, że ten gazociąg służy temu, by wyeliminować jakieś rządy albo jakieś państwa z tego projektu, to naturalnie budowa takiego gazociągu nie jest rozwiązaniem, bo urodzi wielki problem. Trzeba jednak pamiętać, że najważniejsza jest kwestia zaopatrzenia Unii w energię. I mając te dwie sprawy na uwadze, z pewnością przy negocjacyjnym stole znajdzie się rozwiązanie służące potrzebom Unii. Trzeba za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której nie sposób będzie znaleźć żadnego rozwiązania.

[b]Wygra pan walkę z Jerzym Buzkiem o fotel przewodniczącego Parlamentu Europejskiego? [/b]

[b]Mario Mauro:[/b] Ja w ogóle nie czuję się przeciwnikiem Jerzego Buzka, jego konkurentem. Nigdy nie walczyłem przeciwko komuś lub czemuś. Zawsze walczyłem o coś. Wystosowałem więc list do wszystkich eurodeputowanych, ze wszystkich partii, w którym napisałem: „Czeka nas czas wielkich wyzwań. Mam w sobie entuzjazm i doświadczenie, a przede wszystkim determinację i odwagę, by stawić im czoło. Mam w sercu to, co nazywamy politycznym projektem zjednoczonej Europy”. Dlatego nie staję do walki przeciw komuś. Jerzego Buzka uważam za przyjaciela, bardzo wysoko cenię i głęboko szanuję.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020