[b][link=http://www.rp.pl/artykul/333528.html]Komentarz wideo Marka Magierowskiego[/link][/b]
Dziś pierwsza sesja nowej kadencji Parlamentu Europejskiego. Historyczna, bo przewodniczącym unijnej instytucji po raz pierwszy nie będzie polityk ze starej Unii.
– Jestem wzruszony. To koniec podziału na wy i my – mówił wczoraj dziennikarzom w Strasburgu były polski premier Jerzy Buzek. Jego wybór jest przesądzony, bo popierają go wszystkie najważniejsze grupy polityczne. Nie tylko chadecy i socjaliści, którzy zawarli porozumienie o podziale kadencji pomiędzy dwóch przewodniczących (najpierw chadek Buzek, a potem niemiecki socjalista Martin Schulz). Także liberałowie, konserwatyści i reformatorzy oraz Zieloni, dla których wybór Polaka na jedno z najwyższych stanowisk w UE to symbol zjednoczenia Europy.
Buzek pozwoli 50 polskim europosłom, z których aż 31 to nowicjusze, poczuć się dziś w Strasburgu bardziej swojsko. Ale to niejedyne polskie akcenty w stolicy Alzacji. Przed wejściem do budynku Parlamentu Europejskiego stoi 28 gigantycznych masztów, na których powiewają flagi państw członkowskich oraz unijne żółte gwiazdy na niebieskim tle. Stalowa konstrukcja jest darem Stoczni Gdańskiej. Potem europosłowie wchodzą na dziedziniec nazwany Agorą Bronisława Geremka, pamięci zmarłego przed rokiem byłego eurodeputowanego. Na środku dziedzińca stoi szklana kula – dzieło sztuki będące darem Wrocławia.
Europosłowie zjeżdżali do PE od wczoraj po południu. Jeśli ktoś czuł się zupełnie obco, to mógł poprosić o oprowadzenie po budynku tzw. woźnych parlamentarnych, których można poznać po czarnych muszkach. Zazwyczaj jednak bardziej doświadczeni koledzy oprowadzają nowych. – Jechałem do Strasburga z Jarosławem Wałęsą, więc powiedziałem mu co to kantynka – opowiada „Rz” Filip Kaczmarek, ponownie wybrany eurodeputowany PO. A kantynka to niezmiernie ważna metalowa skrzynia, w której transportowane jest biuro posła z Brukseli do Strasburga i z powrotem.