Amerykański wiceprezydent wyruszył z dyplomatyczną misją do Kijowa i Tbilisi w dwa tygodnie po wizycie Baracka Obamy w Moskwie. Eksperci są zgodni, że to symboliczny gest. – Waszyngton daje do zrozumienia, że Ukraina nie jest kartą przetargową w stosunkach rosyjsko-amerykańskich – mówi „Rz” Anatolij Złenko, były minister spraw zagranicznych Ukrainy.
Amerykański wiceprezydent, który w poniedziałek przyleciał do Kijowa zamierza powtórzyć, że „Ameryka sprzeciwia się tworzeniu stref wpływów, a suwerenne kraje mają prawo do swobodnego wybierania sojuszy”.
– Zapewnimy Ukrainę i Gruzję, że mimo sprzeciwu Rosji drzwi do NATO pozostaną dla nich otwarte – zapowiadał doradca wiceprezydenta ds. bezpieczeństwa Tony Blinken.
Biden, który w środę poleci z Ukrainy do Gruzji, oprócz wsparcia udzieli też reprymendy władzom obu krajów przypominając, że „stoją przed wyzwaniem wypełnienia obietnic podjętych w czasie demokratycznych rewolucji”.
Wysłannik Waszyngtonu będzie dziś rozmawiał m.in. z prezydentem Wiktorem Juszczenką i premier Julią Tymoszenko, którzy od dwóch lat pogrążeni są w zaciekłym konflikcie. Spór doprowadził niemal do całkowitego paraliżu władzy i to w kraju, który wyjątkowo boleśnie odczuł kryzys finansowy. Jak wynika z badania opinii publicznej dla anglojęzycznej gazety „Kiev Post”, 66 proc. mieszkańców Ukrainy chciałoby, aby Ameryka wpłynęła na zakończenie sporów między prezydentem i szefową rządu, a zaledwie 5 proc. oczekuje, że powstrzyma rosyjskie wpływy w ich kraju.