Bill Clinton pojechał do Phenianu, by przekonać władze Korei Północnej do uwolnienia Laury Ling i Euny Lee – amerykańskich dziennikarek skazanych na 12 lat ciężkich robót za nielegalne przekroczenie granicy. Po rozmowie z byłym prezydentem USA, w trakcie której miał usłyszeć słowa „przepraszam” Kim Dzong Il polecił uwolnić Amerykanki. Był to „specjalny akt łaski” ze strony przywódcy komunistycznego reżimu. Północnokoreańska agencja KCNA stwierdziła, że ten gest to dowód „na humanitarną i miłująca pokój naturę kraju.”
[srodtytul]Sukces Kima[/srodtytul]
– Od początku było wiadomo, że amerykańskie dziennikarki dostaną wysokie wyroki tylko po to, aby się mogły stać silną kartą przetargową w rozgrywce Kima z Ameryką – mówi „Rz” prof. Waldemar Dziak, ekspert ds. Korei Północnej z Collegium Civitas.
Wychodzącego z samolotu Clintona powitało na płycie lotniska dwóch oficjeli. Mała dziewczynka wręczyła byłemu prezydentowi bukiet kwiatów i wygłosiła powitalną formułkę. Potem Clinton wielokrotnie pozował do zdjęć z północnokoreańskim przywódcą.
Waszyngton zapewniał, że Clinton odwiedza Phenian jako osoba prywatna. Nikt nie miał jednak wątpliwości, że ma pełne poparcie Białego Domu. Nie bez znaczenia było też to, że Clinton jest mężem urzędującej sekretarz stanu USA.