[b]Rz: Rząd chce wysłać bezzałogową misję na Księżyc. Czy to oznacza, że Berlin rozpoczął walkę o kosmos?[/b]
[b]Michael A. Lange:[/b] Nie nazwałbym tego walką, bo nie chodzi o osiągnięcie pozycji potęgi światowej ani o to, by dominować nad przestrzenią kosmiczną. Motywacja rządu jest o wiele bardziej prozaiczna. Chodzi o rozwój nauki i innowacyjność. Niemiecki przemysł nie może być konkurencyjny, opierając się na prostych produktach. Chińczycy nas w tej dziedzinie dawno prześcignęli. Musimy inwestować w rozwój wysoko zaawansowanej technologii. Z tego punktu widzenia program kosmiczny jest potrzebny. Cóż może być bardziej prestiżowe niż misja księżycowa? Nie wolno też zapominać, że kanclerz Merkel jest z zawodu fizykiem. Zależy jej, by niemiecki przemysł się rozwijał i był konkurencyjny.
[b]Nie kryje się za tym żadna polityczna kalkulacja?[/b]
Oczywiście, że tak. Zbliżają się wybory, a wyborców trudno zainteresować tak nudnym tematem jak rozwój innowacyjności. Podbój kosmosu brzmi od razu ciekawiej. Chadecy chcą wzbudzić w ludziach entuzjazm. Niemcy mają czuć to samo, co Amerykanie 40 lat temu, kiedy Neil Armstrong wylądował na Księżycu. „Lecimy na Księżyc!” brzmi lepiej, niż „musimy zwiększyć inwestycje w zaawansowane technologie”. Ważne są tu również koszty. By znaleźć pieniądze na inwestycje w naukę i innowację, trzeba będzie podnieść podatki. Na misję kosmiczną obywatele chętniej wyłożą pieniądze.
[b]Na razie żaden kraj UE nie odniósł sukcesów w kosmosie, skąd pewność, że projekt się uda?[/b]