– Modlę się o to, by Barack Obama umarł i poszedł do piekła – mówił Steven Anderson wiernym zgromadzonym w kościele baptystów. W połowie sierpnia, dzień przed przyjazdem przywódcy Stanów Zjednoczonych do Phoenix, cytując Księgę Psalmów, przekonywał, że nie będzie się modlił za „socjalistycznego szatana, mordercę, dzieciobójcę”, odnosząc się do poparcia przez amerykańskiego prezydenta prawa do aborcji. Podkreślał, że będzie prosił Boga, by zesłał na niego raka mózgu. I zachęcał wiernych, by dołączyli do jego modlitwy.
Mimo protestu części wiernych, którzy oburzeni „niepojętymi” wypowiedziami pastora zgromadzili się wokół kościoła, Steven Anderson w rozmowie z reporterem FoxNews bronił swojego kazania, określając je mianem „duchowej wojny”.
Ale jego słowa i tak wzbudziły ogromne kontrowersje, bo jeden z jego wiernych dzień po kazaniu pojawił się z naładowaną bronią na wiecu, na którym prezydent Barack Obama przekonywał do poparcia projektu reformy służby zdrowia. Pastor zaznaczał jednak, że jest przeciwnikiem zamachu na prezydenta, i nie nawoływał do przemocy.
Według mediów Barack Obama otrzymuje czterokrotnie więcej pogróżek niż George W. Bush. Ronald Kessler w wydanej w sierpniu książce „In the President’s Secret Service” napisał, że średnio prezydentowi grozi śmiercią ponad 30 osób dziennie. I chociaż większość to groźby niewiarygodne, to wszystkie muszą być dokładnie sprawdzone przez tajne służby. Wśród wrogów prezydenta są bowiem nie tylko ludzie oburzeni jego stosunkiem do prawa do aborcji czy przeciwnicy planowanej reformy służby zdrowia, lecz również biali suprematyści.
Prawicowi ekstremiści coraz częściej porównują demokratów do nazistów, a samego Baracka Obamę do Saddama Husajna lub nawet do Adolfa Hitlera.