Sanaa Dafani przyjechała z rodzicami do Włoch 11 lat temu. Zamieszkali pod Pordenone koło Wenecji. Ojciec dziewczynki El Katawi Dafani znalazł pracę w restauracji jako pomocnik kucharza. Zakwefiona matka wychodziła z domu tylko po zakupy albo do meczetu.
Ojciec też był odludkiem. Przestrzegał postu w okresie ramadanu, ale nie gardził winem w pracy. Sanaa, zdolna, żywa i całkowicie zintegrowana – jak twierdzą nauczyciele – rok temu musiała przerwać naukę, bo rodzinie brakowało pieniędzy.
Poszła do pracy w restauracji w pobliskim Montereale Valcellina i tam zakochała się – z wzajemnością – w 31-letnim Massimo, współwłaścicielu lokalu. Jej ojciec nie pochwalał związku i w domu zaczęły się awantury. Chciał wraz z rodziną wrócić do Maroka. 18-letnia Saana pięć tygodni temu spakowała się i wyprowadziła do rodziny Massima, która przyjęła ją jako przyszłą synową. Niebawem mieli się pobrać.
We wtorek, gdy udawali się razem do pracy, ojciec dziewczyny zajechał im drogę. Najpierw ciężko zranił nożem Massima, a potem dopadł w lesie uciekającą córkę i poderżnął jej gardło. Specjalnie po to zwolnił się z pracy i rano kupił w sklepie wielki kuchenny nóż.
Morderstwo, o którym od dwóch dni mówią wszystkie media i autorytety, wstrząsnęło Włochami, zwłaszcza że było niemal wierną kopią głośnej tragedii sprzed trzech lat: w Sarezzo pod Brescią Pakistańczyk z identycznych powodów wraz z bratem i dwoma zięciami zamordował 20-letnią Hinę Saleem. Przyznali, że kierowały nimi motywy religijne, a ciało Hiny zakopali w ogródku z głową skierowaną ku Mekce.