W niedzielę tłum zwolenników ruchu LGBT zgromadził się w okolicach Dupont Circle – słynnej waszyngtońskiej dzielnicy gejowskiej – skąd ruszył w kierunku Białego Domu w ramach Narodowego Marszu Równości.
Kilkadziesiąt tysięcy ludzi poubieranych w koszulki z napisem „Równouprawnienie dla par gejowskich” lub w tęczowych kamizelkach, z tęczowymi parasolkami, z dziećmi niosącymi tęczowe flagi czy nawet z psami w tęczowych wdziankach maszerowały, wykrzykując, że walka o prawa gejów to taka sama walka jak o prawa czarnych kilkadziesiąt lat temu. Ubrani w garnitury starsi panowie mieli nawet krawaty w kolorach tęczy.
– Chcemy pokazać prezydentowi, jak wiele nas jest, by pomóc mu przekonać Kongres do przyznania nam takich praw jak parom heteroseksualnym – mówiła „Rz” Kathleen Richter, dwudziestoparoletnia szczupła blondynka walcząca o prawo do lesbijskich małżeństw.
– Mamy nadzieję, że prezydent doprowadzi do tego, że w następnych latach będą z nami maszerować kongresmeni. Chcemy zmienić Amerykę, zmienić świat… na lepsze – przekonywał „Rz” Andrew Heltzberg, który na marsz przyszedł ze swym partnerem.
Prezydent Barack Obama zdaje sobie sprawę z nadziei homoseksualistów i ich potężnych wpływów. Dlatego ostatnio mianował geja ambasadorem w Nowej Zelandii (to trzeci homoseksualista otwarcie przyznający się do swej orientacji na stanowisku ambasadora w historii USA), a sobotni wieczór spędził na uroczystej kolacji zorganizowanej przez Human Rights Campaign – największą organizację walczącą o prawa homoseksualistów.