Bomby zostały zdetonowane niemal jednocześnie. Bagdadem wstrząsnęły dwie potężne eksplozje. W centrum wyleciały szyby z okien, a fala uderzeniowa zniszczyła wszystko w promieniu kilkuset metrów.
Kilkutonowe ciężarówki fruwały w powietrzu jak zabawki, a spalone ludzkie zwłoki jak szmaciane lalki. Nad miastem przez wiele godzin unosiły się gęste kłęby szarego dymu.
– To cud, że żyję. To było jak trzęsienie ziemi. Nic już nie stoi na swoim miejscu – relacjonował właściciel pobliskiego sklepu. Zniszczenia rzeczywiście są olbrzymie. Ulice zamieniły się w pogorzeliska. Spomiędzy gruzów i wraków spalonych samochodów służby ratunkowe wydobywały zwęglone ciała.
Bilans ataków to co najmniej 147 osoby zabite i około 700 rannych (liczby te mogą wzrosnąć, bo w chwili zamykania tego wydania „Rz” akcja ratunkowa trwała). Ofiar było tak dużo, bo bomby zostały odpalone o godzinie 9.30, gdy do pracy udawali się iraccy urzędnicy. Celem zamachów były Ministerstwo Sprawiedliwości i budynek lokalnej administracji. Właśnie przed tymi gmachami postawiono samochody-pułapki.
Nie wiadomo jeszcze, czy umieszczone w nich ładunki zostały zdetonowane drogą radiową czy też zamach był dziełem terrorystów- samobójców. Będzie to trudne do ustalenia, ponieważ z samochodów – według różnych źródeł były to dwa mikrobusy lub samochód osobowy i ciężarówka – zostało niewiele. Nie wiadomo również, która z organizacji terrorystycznych działających w Iraku dokonała ataku. Władze w Bagdadzie uważają, że to sprawka al Kaidy i zwolenników obalonej w 2003 roku dyktatury Saddama Husajna.