Przywódcy Unii Europejskiej w napięciu czekali na werdykt czeskiego Trybunału Konstytucyjnego w Brnie, który rozpatrywał skargę grupy senatorów twierdzących, że traktat lizboński jest niezgodny z konstytucją. – Wiemy, że cała UE czeka na naszą decyzję – mówił czeskiemu radiu sędzia Pavel Rychetsky. Mimo to trybunał odłożył decyzję do 3 listopada.
– W przeszłości zdarzały się wyroki tego samego dnia, ale trybunał chciał zapewne pokazać, że nie podejmuje decyzji w pośpiechu i pod presją – mówi „Rz” Ivo Slosarcik z instytutu Europeum w Pradze.
Zdaniem wielu ekspertów trybunał, który już rok temu uznał traktat za zgodny z konstytucją, tym razem wyda podobne orzeczenie. Zwolennicy traktatu liczyli jednak, że werdykt zapadnie jeszcze przed zaczynającym się w czwartek szczytem UE, na którym miało dojść do kompromisu umożliwiającego ratyfikację traktatu przez czeskiego prezydenta.
Po trwającym dwa lata procesie ratyfikacji Czechy zostały ostatnim krajem, który nie zatwierdził traktatu lizbońskiego. Chociaż dokument został przyjęty przez parlament, prezydent Vaclav Klaus zwlekał ze złożeniem swojego podpisu, przekonując, że traktat zagraża suwerenności jego kraju. Pod koniec września na jego prośbę kilkunastu senatorów złożyło po raz wtóry kolejną skargę do trybunału w sprawie zgodności traktatu z czeską ustawą zasadniczą. 9 października prezydent zażądał natomiast od Unii gwarancji, że dołączona do traktatu Karta praw podstawowych nie otworzy drogi do roszczeń majątkowych ze strony Niemców sudeckich wysiedlonych po II wojnie światowej.
– Unia była gotowa dać Czechom na najbliższym szczycie gwarancje dołączenia do tzw. protokołu brytyjsko-polskiego w zamian za obietnicę, że Vaclav Klaus złoży podpis pod traktatem. Ale teraz prezydent może odmówić, tłumacząc, że musi zaczekać na wyrok trybunału – tłumaczy Slosarcik. Czeski rząd ma jutro zdecydować, jaką strategię przyjąć na unijnym szczycie.