[b]Rz: Czy rzeczywiście w ukraińskich aptekach zaczyna brakować lekarstw?[/b]
[b]Larysa Wermińska:[/b] Tak. W Berdyczowie w aptekach stale są kolejki. Ludzie wykupują leki przeciwko gorączce, przeziębieniu, witaminy, pigułki wzmacniające odporność organizmu, no i maseczki ochronne. Stałam w kolejce, by kupić maseczkę. Jakiś jegomość przede mną kupił ostatnie 50 sztuk. Zapytałam „po co panu tyle, czy grypa będzie do wiosny?”. 0dparł: „nie pani sprawa”. Zrozumiałam, że kupuje na handel. Maseczki jeszcze niedawno kosztowały 50 kopiejek, w ciągu kilku dni zdrożały o 100 procent – do 1 hrywny. Myślę, że są ludzie, którzy zawsze czerpią zyski czy to z epidemii, czy też z wojny. Właściciele aptek musieli zarobić w ciągu kilku dni naprawdę gigantyczne pieniądze.
[b]Skąd pani dowiedziała się o epidemii grypy?[/b]
Z telewizji. Były doniesienia o grypie w obwodzie tarnopolskim. Mówiono o wirusie niewiadomego pochodzenia, i że kilka osób z tego powodu zmarło. Premier Julia Tymoszenko postawiła zadanie przed ministrem zdrowia, by zbadano wirus. Mówił, że badania są prowadzone, ale na rezultat trzeba poczekać. Następnego dnia dowiedzieliśmy się o świńskiej grypie. Od razu zaczęła się panika. Ludzie ruszyli do aptek. Jeszcze większa panika wybuchła, gdy została ogłoszona kwarantanna i decyzja o zamknięciu szkół i przedszkoli na trzy tygodnie, co spowodowało wielkie zamieszanie. Rodzice chodzą przecież do pracy, nie mają co zrobić z dziećmi. Mieszkańcy Berdyczowa zaczęli nosić maski.
[b]Czy walka z epidemią grypy może być powiązana z wyborami prezydenckimi zaplanowanymi na styczeń 2010 roku?[/b]