Oficjalnie w Sudanie od 19 grudnia zginęły 24 osoby, ale obrońcy praw człowieka mówią, że nawet dwa razy więcej. W piątek policja strzelała przed meczetem w starej części stolicy, Chartumu, do uczestników ceremonii pogrzebowej zabitego dzień wcześniej 60-letniego demonstranta.
Brało w niej udział, według zachodnich mediów, około 5 tysięcy ludzi. Byli stłoczeni w wąskich uliczkach.
Protesty objęły też inne dzielnice Chartumu i inne miejscowości.
Protesty rozpoczęły się od podwyżek cen chleba. Na stacjach benzynowych zabrakło benzyny, a w bankach i bankomatach – gotówki.
Dyktator nie chce odejść
- Ale są i przyczyny polityczne. Dyktator nie chce oddać władzy, a miał propozycję odejścia z gwarancją bezpieczeństwa dla niego i rodziny, mógł osiąść w Arabii Saudyjskiej czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich – mówi rp.pl Adil Abdel Aati, mieszkający w Polsce od lat lider jednego z opozycyjnych ugrupowań sudańskich. Miał w przyszłym roku kandydować na prezydenta.
Zapowiadano, że w planowanych na kwiecień 2020 roku wyborach nie będzie już brał udziału rządzący od trzech dekad dyktator Omar al-Baszir (doszedł do władzy w wyniku zamachu stanu), ale się rozmyślił. Przy okazji zmienił ordynację, zakazuje ona teraz startu politykom, których członkowie najbliższej rodziny mają paszport innego kraju. Żona mieszkającego w naszym kraju opozycjonisty jest zaś obywatelką USA, a córka z pierwszego małżeństwa – Polski. On sam nie przyjął innego obywatelstwa, bo spodziewał się, że kiedyś mu to zaszkodzi.