– Historyczny moment. Europa ma nowe przywództwo – powiedział Fredrik Reinfeldt, szwedzki premier, który przewodzi w tym półroczu UE i prowadził kadrowe negocjacje.
Na najwyższe stanowiska w Unii przywódcy 27 państw wybrali wczoraj mało znanych i mało kontrowersyjnych polityków. Przewodniczącym Rady Europejskiej na dwuipółletnią, odnawialną, kadencję został 62-letni belgijski premier, który stoi na czele rządu zaledwie od roku. Kompletnie nieznany poza granicami, jego nazwisko w światowych mediach pojawiło się dopiero dwa tygodnie temu, gdy stał się nieoczekiwanym kandydatem niemiecko-francuskim.
Jeszcze bardziej zaskakująca jest nominacja Catherine Ashton na stanowisko wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej i obronnej, będącego równocześnie wiceprzewodniczącym Komisji Europejskiej i kierującego nowo tworzonym korpusem unijnej dyplomacji. Ashton nigdy nie sprawowała urzędu pochodzącego z wyboru i nie ma żadnego doświadczenia w polityce zagranicznej. Przez ostatni rok była unijnym komisarzem ds. handlu. Bronił jej wczoraj Gordon Brown, określając jej osiągnięcia na stanowisku komisarza jako „znakomite”. Również Angela Merkel przekonywała, że Ashton nadaje się do nowej roli.
– Wybór mało ambitny, ale dla Polski bezpieczny – ocenił po szczycie premier Donald Tusk. Ujawnił, że polskim faworytem na nowego prezydenta UE był premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, weteran unijnej polityki. Ale, zdaniem Tuska, UE nie jest jeszcze gotowa na mianowanie polityków tego formatu. – Szuka się wariantów, które nie skonfliktują ze sobą państw europejskich. Chyba wszyscy czujemy, że traktat lizboński daje pewną szansę, ale Unia Europejska nie jest jeszcze gotowa, żeby tę szansę wykorzystać – powiedział polski premier.
[srodtytul]Unia docenia kobiety [/srodtytul]