Zima 1944/1945. Transport kolejowy więźniów z Auschwitz jedzie do obozu Mauthausen. – Pogoda była koszmarna. Straszliwy mróz, śnieg, deszcz i wiatr, a nas wieźli na otwartej platformie! Kilkaset osób stłoczonych na niewielkiej przestrzeni. Ludzie padali jak muchy – opowiada „Rz” prof. Israel Gutman z Yad Vashem, były więzień niemieckich obozów.
Niemcom się nie spieszyło i transport stawał na bocznicach, aby przepuścić inne pociągi. Za próbę ucieczki esesmani mordowali z zimną krwią. – Najgorszy był głód. W pociągu nie wydawano nam jedzenia. Pamiętam, że nad ranem przekraczaliśmy granicę Rzeszy z Protektoratem Czech i Moraw. Ludzie idący do pracy zaczęli nam rzucać swoje drugie śniadania. Kanapki, jabłka, co kto miał. To nas uratowało – mówi.
Okazuje się, że niemieckie koleje nie tylko brały udział w masowych deportacjach ludności cywilnej, ale również czerpały z tego olbrzymie zyski. Jak ocenia niemiecka organizacja Pociąg Pamięci, koleje zarobiły w ten sposób równowartość co najmniej 445 milionów euro. Suma ta po doliczeniu odsetek może wzrosnąć do miliarda.
[srodtytul]Tajne konta „W”[/srodtytul]
– Do dziś koleje nie zwróciły tych pieniędzy. W 2008 roku parlament poprosił rząd, aby wyjaśnił tę sprawę. Rząd stwierdził jednak, że nie ma danych na temat wywiezionych i sumy, jaką zarobiła kolej. Dlatego zdecydowaliśmy się sami przygotować ekspertyzę – mówi jeden z pracowników Pociągu Pamięci.