Zaczęło się tuż po dziesiątej rano. Część budynku sądu w centrum miasta legła w gruzach w wyniku potężnej eksplozji samochodu-pułapki. W ciągu następnych 30 minut terroryści zdetonowali podobne ładunki w trzech innych miejscach. Zginęło co najmniej 127 osób, a ponad 200 zostało rannych.
Na razie nie wiadomo, kto stał za zamachami. Premier Nuri al Maliki uznał je za próbę storpedowania zaplanowanych na początek marca wyborów powszechnych. Dzień wcześniej parlament doszedł do porozumienia w sprawie ordynacji wyborczej po wielu tygodniach politycznych przepychanek (chodziło o podział mandatów między szyitów, sunnitów i Kurdów).
– Te tchórzowskie ataki terrorystyczne, do których doszło dziś w Bagdadzie, wkrótce po usunięciu przez parlament ostatniej przeszkody na drodze do wyborów, są dowodem na to, że wrogowie Iraku i narodu próbują wywołać chaos, blokować postęp polityczny i opóźniać wybory – oświadczył al Maliki.
[srodtytul] Krucha stabilizacja[/srodtytul]
To kolejny tak tragiczny dzień w stolicy kraju w ostatnich paru miesiącach. W sierpniu ponad 100 osób zginęło w zamachach na dwa ministerstwa, pod koniec października podobne ataki na kolejne instytucje państwowe pochłonęły 155 ofiar. I choć średnia miesięczna liczba ofiar przemocy w kraju utrzymuje się nadal znacznie poniżej poziomu sprzed paru lat, wielu zachodnich ekspertów obawia się, że kolejne ataki mogą zniszczyć kruchą stabilizację. To skomplikowałoby sytuację zarówno rządu al Malikiego, jak i Amerykanów.