W moskiewskim sądzie, gdzie od ponad roku toczy się drugi proces w sprawie Jukosu, pojawili się wysoko postawieni rosyjscy urzędnicy. Zaskakujące było już samo to, że dawni i obecni ministrowie nie szukali wykrętów, ale stawili się na rozprawie. Jeszcze większym zaskoczeniem były ich zeznania.
Zarówno były minister gospodarki (obecnie szef Sbierbanku) German Gref, jak i Wiktor Christienko (w przeszłości wicepremier odpowiedzialny za sektor paliwowy) pośrednio przyznawali, że zarzuty, które stały się podstawą drugiego procesu byłego szefa Jukosu, są niespójne. – Nie da się ukraść takiej ilości ropy – mówili.
Sposób, w jaki sprawę komentował Christienko, sprawił, że na sali zapanowała wesołość. Urzędnik zeznał, że słyszał o ludziach, którzy wywiercają otwory w rurach i w ten sposób kradną ropę. Zaznaczył jednak, że nie słyszał, by ktoś w ten sposób ukradł miliony ton surowca.
Pytany o różnice w cenach na rynku wewnętrznym i zewnętrznym minister tłumaczył, że cena eksportowa zawiera podatki, cła i koszty logistyczne. W ten sposób Christienko poważnie osłabił linię oskarżenia. Prokuratorzy twierdzą, że były szef Jukosu, który od siedmiu lat odsiaduje wyrok za rzekome malwersacje podatkowe, ukradł 350 mln ton ropy i sprzedawał ją po zaniżonych cenach swoim spółkom w Rosji, by płacić mniejsze podatki.
Zdaniem obserwatorów zarzuty są przesadzone, bo tak samo postępowały wówczas inne firmy naftowe.