Hiszpania była pierwszym krajem sprawującym półroczne rotacyjne przewodnictwo w UE już w całości pod rządami traktatu lizbońskiego. Nowe prawo stworzyło stanowisko stałego przewodniczącego Rady Europejskiej, który reprezentuje Unię na świecie i jest gospodarzem unijnych szczytów. Ewentualne zajęcie stracił więc hiszpański premier Jose Luis Zapatero.
Próbował jeszcze ratować sytuację i zwołał szczyt UE – USA pod swoim przewodnictwem w Madrycie. Ale szybko się wycofał, bo prezydent Barack Obama nie był zainteresowany przyjazdem. Potem zasłynął szczytem UE – Ameryka Łacińska, na który zaprosił prezydenta Hondurasu, co spowodowało bojkot ze strony Wenezueli.
Z kolei szef dyplomacji Miguel Angel Moratinos przestał przewodniczyć unijnym radom ministrów spraw zagranicznych, bo powstała nowa funkcja szefa unijnej dyplomacji, którą zajmuje Catherine Ashton. Dla kraju sprawującego rotacyjne przewodnictwo pozostała mniej prestiżowa, ale ważna rola kierowania wszystkimi pozostałymi radami ministrów, w tym kluczową w ostatnich miesiącach radą ministrów finansów. Jednak Madryt postanowił usunąć się na bok i rolę twórcy reformy zarządzania gospodarczego przejął Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady.
– Hiszpania sama jest w kryzysie. Trudno byłoby jej przyjąć rolę bezstronnego mediatora między państwami członkowskimi – powiedziała „Rz” Janis Emmanouilidis z European Policy Centre.
Dziś na kolejne pół roku władzę przejmuje Belgia. – Już zapowiedziała, że będzie to władza dyskretna i skromna – powiedział Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany PO. Przyczyny są oczywiste. Po pierwsze w Belgii po wyborach jest rząd przejściowy, a nowy obejmie władzę najwcześniej we wrześniu. Po drugie nowy stały przewodniczący Rady Van Rompuy był jeszcze niedawno premierem Belgii, więc kraj ten świadomie chce się usunąć w cień.