[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/07/01/piotr-jendroszczyk-niemiecka-kanclerz-wyszla-oslabiona-z-bitwy-o-prezydenture/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]
Destruktywne wotum nieufności dla Angeli Merkel – takie oceny słychać w niemieckich mediach po środowym maratonie, w którym wyłoniono nowego prezydenta RFN. Doskonale odzwierciedlają one sytuację polityczną po wyborze szefa państwa. Jego wybór miał być swego rodzaju katharsis dla skłóconego wewnętrznie rządu Angeli Merkel.
Sprawna elekcja Christiana Wulffa miała być też dowodem, że pani kanclerz i szefowa CDU panuje nad sytuacją, nie tylko w łonie koalicji rządowej, ale również we własnej partii, i jest w stanie przeforsować swego kandydata na prezydenta. I to w sytuacji, gdy jego przeciwnikiem był charyzmatyczny pastor Joachim Gauck, co miało jedynie wzmocnić efekt zwycięstwa. Innymi słowy, sukces Wulffa miał być triumfem Angeli Merkel. Pani kanclerz potrzebuje go jak powietrza, gdyż nigdy jeszcze nie miała tak niskich notowań jak ostatnio. Każdego dnia traci zaufanie obywateli, którzy zdążyli zapomnieć, że jeszcze nie tak dawno nosili ją na rękach wdzięczni za spokojny styl rządów. Dzisiaj są zniesmaczeni ciągłymi utarczkami pomiędzy partnerami koalicji, nie rozumieją, dlaczego rząd zamierza zaoszczędzić miliardy na najsłabszych, ratuje euro za pieniądze podatników, i zastanawiają się, czemu Angela Merkel nie mówi jasno i otwarcie, jakie niespodzianki przygotowała dla obywateli – marzących o spokoju i starych dobrych czasach.
W trakcie środowego maratonu wyborczego stało się jasne, że kanclerz utraciła władzę nad swoją partią, nie mówiąc już o wpływie na partnerów koalicyjnych: bawarską CSU i liberalną FDP. A to za sprawą kilkudziesięciu dysydentów w szeregach chadecji, którzy wbrew jasnym wskazówkom przywódczyni partii dopiero w ostatecznym głosowaniu wsparli Wulffa – w chwili, gdy groziła mu porażka. Nikt nie ma wątpliwości, że zamanifestowali w ten sposób swoje głębokie niezadowolenie z działań szefowej partii i rządu. – Merkel musi się obecnie poważnie zastanowić, w jaki sposób zmienić styl swoich rządów – twierdzi Gerd Langguth, biograf Angeli Merkel. Wielu obserwatorów jest zdania, że to, co się stało, jest początkiem jej politycznego końca i rychłego rozpadu koalicji rządowej.
Od ośmiu miesięcy trwają w niej nieustające przepychanki, a koalicjanci obrzucają się nawet publicznie wyzwiskami. CSU nazywa FDP „Gurkentruppe“ (drużyna ogórkowa), co jest obraźliwym określeniem z języka piłkarskiego charakteryzującym zespół, który robi wokół siebie sporo zamieszania, ale mało czyni. W odpowiedzi liberałowie porównali CSU do „Wildsau“, czyli „dzikiej świni“.