„Niemcy likwidują się same” – oto tytuł książki, która może kosztować znanego bankiera i byłego berlińskiego senatora z SPD zarówno karierę polityczną, jak i stanowisko w zarządzie niemieckiego banku centralnego.
Od wtorku, gdy Sarrazin zaprezentował swoje dzieło, przez Niemcy przetoczyła się lawina krytyki. I nic dziwnego. Książka zawiera wszystko to, co 65-letni syn lekarza z Burgundii i szlachcianki z Prus Zachodnich myśli o masowej imigracji, integracji muzułmanów i wielokulturowej przyszłości Niemiec.
A myśli to samo, co wielu Niemców. Czyli że od Renu po Alpy żyje muzułmańskie społeczeństwo równoległe, które prowadzi własne życie w odrębnych dzielnicach. Ich mieszkańcy biorą śluby tylko z osobami ze swojego kręgu kulturowego, mówią wyłącznie w swoim języku, chodzą do swoich lekarzy, mają konta w swoich bankach, wysyłają dzieci do swoich szkół religijnych. A ponieważ rozmnażają w szybszym tempie niż Niemcy, za jakiś czas mogą stać się większością.
[srodtytul] Odrębne geny[/srodtytul]
Według Sarrazina cudzoziemcy, głównie Turcy, przysparzają państwu więcej kosztów niż wart jest ich wkład w rozwój gospodarki. Na dodatek wpływają „na obniżenie średniego poziomu inteligencji”. W książce jest także mowa o Żydach i Baskach.