Niezwykle wyczuleni na wizerunek swego kraju za granicą Niemcy przeżywają szok. Mimo obietnic wielomiliardowych kredytów ich stanowisko w kwestii ratowania Grecji, euro, a nawet Irlandii jest przedmiotem zmasowanej krytyki w wielu stolicach europejskich. – Spotykam się z pytaniem, czy opowiadamy się jeszcze za UE – mówi Werner Hoyer, wiceminister spraw zagranicznych. Jak twierdzi „Spiegel”, niemieckie MSZ, zaniepokojone wzrostem nastrojów antyniemieckich, rozpoczyna kampanię wizerunkową.
Jej tytuł jest dość skomplikowany: „Intensyfikacja wczesnej i ciągłej komunikacji w celu podniesienia akceptacji przyszłych decyzji Niemiec w sprawach polityki europejskiej”. Eksperci MSZ proponują m.in. kanclerz Angeli Merkel i członkom rządu udzielanie wywiadów i publikację swych artykułów w najważniejszych mediach europejskich. Chodzi o „wyjaśnienie europejskim partnerom Niemiec, że rozumiemy ich stanowisko, chociaż mamy inny punkt widzenia”.
Nikt w Berlinie nie liczy na to, że zdanie zmieni premier Grecji, Jeorjos Papandreu, który zarzuca Niemcom, że ich wizja planu ratunkowego sprowadza się do „łamania kręgosłupa”. Nawet premier Luksemburga Jean Claude Juncker wyraża niezadowolenie z „polityków”, którzy kierują się w polityce europejskiej „wąskim interesem narodowym”. Ma na myśli kanclerz Niemiec i jej ministra finansów. Takich głosów jest wiele.
Przedmiotem obecnej krytyki jest przede wszystkim niemiecki pomysł obciążenia również prywatnych wierzycieli państw zagrożonych bankructwem kosztami ich ratowania.