– Dowiedziałam się, że dokonałam wielkiego przestępstwa, bo wypłaciłam ludziom emerytury, gdy Ukraina była pogrążona w kryzysie – mówiła Julia Tymoszenko po opuszczeniu gmachu Prokuratury Generalnej w Kijowie. Na przesłuchanie została wezwana nagle. Wczoraj planowała wyjazd do Brukseli, teraz nie będzie miała prawa wyjechać z kraju.
Prokuratura oznajmiła, że była premier ma zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. Tymoszenko mówiła dziennikarzom, że nie przyjęła dokumentu w tej sprawie, gdyż nie było z nią adwokata.
Prokuratura wszczęła wobec przywódczyni największej frakcji opozycyjnej w parlamencie postępowanie karne. Była premier jest podejrzana o nadużycie stanowiska, które wywołało „poważne konsekwencje”. Według agencji UNIAN oskarżenia wysunięto na podstawie artykułu, który przewiduje od siedmiu do dziesięciu lat więzienia.
Sprawa dotyczy 300 milionów dolarów, które Tymoszenko przyjęła od japońskiego rządu w 2009 roku, gdy była premierem. Tokio kupiło za tę kwotę uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Pieniądze miały być przeznaczone na ochronę środowiska. Śledczy utrzymują, że wykorzystano je w innych celach. Z tego powodu wczoraj został zatrzymany także Hryhorij Filipczuk, minister ochrony środowiska w rządzie Tymoszenko.
– Jesteśmy gotowi na wszystko, nawet na najgorszy scenariusza. Nie możemy się łudzić – mówi „Rz” Andrij Szkil, bliski współpracownik Tymoszenko. Kilka dni wcześniej prokuratura przesłuchała także jego za to, że brał udział w akcji protestacyjnej „Ukraina bez Kuczmy” w 2001 roku.