W zamachu bombowym, do którego doszło w Aleksandrii w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia, zginęło 21 osób, a prawie 100 zostało rannych. W związku z tym wydarzeniem władze zaostrzyły kontrolę na lotniskach i w portach. Na terenie całego kraju rozmieszczono dodatkowe punkty kontrolne. Wszystko po to, by domniemanym sprawcom ataku nie udało się opuścić Egiptu. Chcąc zapobiec kolejnym zamachom, wzmocniono też ochronę kościołów. Zbliża się bowiem 7 stycznia, dzień, w którym Koptowie z Egiptu obchodzą święta Bożego Narodzenia.

Służby obawiają się także ponownego wybuchu zamieszek. W weekend rozwścieczeni chrześcijanie starli się z policją w okolicach świątyni, gdzie doszło do eksplozji samochodu-pułapki. Niepokoje dotarły także do stolicy. Po spotkaniu muzułmańskich duchownych i rządowych oficjeli z przywódcą Koptów, papieżem Szenudą III, tłum obrzucał policjantów kamieniami. 45 funkcjonariuszy odniosło obrażenia. W poniedziałek sytuacja nieco się uspokoiła. Mimo to kilkudziesięciu demonstrantów uniemożliwiło usuwanie zniszczeń w centrum miasta.

Dotychczas śledczy przesłuchali około 20 osób podejrzanych o atak. Żadna z grup terrorystycznych nie wzięła dotąd na siebie odpowiedzialności za rozlew chrześcijańskiej krwi. W grudniu jedna ze stron powiązanych z al Kaidą opublikowała listę koptyjskich kościołów, wyznaczonych jako cel ataku. Obok świątyń m.in. we Francji i Niemczech znalazła się także ta w Aleksandrii.

W liczącym 81 mln mieszkańców Egipcie chrześcijanie stanowią około 10 proc. społeczeństwa. Czują się obywatelami drugiej kategorii, których państwo nie chroni. Nad poprawą sytuacji będzie pracował specjalny komitet uniwersytetu i meczetu al Azhar oraz Kościoła koptyjskiego, który zostanie powołany w ciągu dwóch tygodni.