Piotr Jendroszczyk z Berlina
Recep Tayyip Erdogan po raz kolejny rozsierdził Niemców, przemawiając w niedzielę w Düsseldorfie do 10 tysięcy swych rodaków. Nawoływał ich, aby nie poddali się asymilacji, sugerując, że tego oczekują Niemcy od tureckich imigrantów. Zapewnił też, że Turcja będzie stać na straży ich praw.
– Zarówno w Libii, jak i w Niemczech – powiedział.
Bawarska CSU uznała to porównanie za obraźliwe i domaga się od MSZ wezwania na dywanik tureckiego ambasadora w Berlinie. Sam szef niemieckiej dyplomacji uznał za konieczne podkreślenie, że dzieci tureckich imigrantów w Niemczech muszą „uczyć się w pierwszej kolejności języka niemieckiego". Była to dyplomatycznie sformułowana odpowiedź na słowa premiera Turcji, który nawołując swych rodaków, aby dbali o wykształcenie swych dzieci, podkreślał dobitnie, że integracja nie może prowadzić do asymilacji.
„Musiał sobie zdawać sprawę z tego, że brzmi to prowokacyjnie" – ocenił wystąpienie premiera Turcji „Spiegel Online", przypominając, że trzy lata temu, również w Niemczech, Erdogan uznał asymilację za „zbrodnię przeciwko prawom człowieka". Wywołał wtedy falę protestów i oburzenia, tym bardziej że nieco później temat podjął turecki konsul w Düsseldorfie, mówiąc publicznie, że Niemcy najchętniej wytatuowaliby wszystkim Turkom literę „T" na ramieniu. Na wzór gwiazd Dawida naszywanych niegdyś na ubrania Żydów.