Japoński rząd próbuje ratować kraj przed wizerunkową katastrofą, jaką może wywołać zrównanie zagrożenia awarią w elektrowni atomowej Fukushima z wybuchem w Czarnobylu. Premier Naoto Kan podczas transmitowanej w telewizji konferencji prasowej zapewniał, że poziom promieniowania spada. – Kryzys krok po kroku jest opanowywany – uspokajał.
Jak tłumaczą eksperci, dopiero teraz oszacowano, że po eksplozjach wodoru, które uszkodziły zewnętrzną obudowę dwóch reaktorów, do środowiska 15 i 16 marca przedostawało się 10 tysięcy bekereli radioaktywnego jodu 131 na godzinę. Zgodnie ze standardami opracowanymi przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej oznacza to, że awaria musi być zaliczona do bardzo poważnych, o większych konsekwencjach dla środowiska i ludzi.
Wcześniej jedyną awarią o tej skali była eksplozja reaktora w ZSRR w 1986 roku. – Ilość promieniowania, jaka przedostała się do środowiska, to jedna dziesiąta tego co w Czarnobylu – uspokajał Hidehiko Nishiyama, rzecznik japońskiej Agencji Bezpieczeństwa Nuklearnego i Przemysłowego (NISA). – Jeśli wyciek nie zostanie powstrzymany, w końcu skażenie może przekroczyć emisję z Czarnobyla – przyznał jednak Junichi Matsumato, rzecznik firmy Tepoco zarządzającej elektrownią.
W mieście Namie 24 kilometry od Fukushimy poziom rocznego promieniowania przekracza trzykrotnie dopuszczalne normy. Chociaż w innych rejonach promieniowanie spada, władze zdecydowały się w poniedziałek zwiększyć strefę ewakuacyjną wokół elektrowni z 20 do 30 kilometrów. Mieszkańcy mają miesiąc na opuszczenie domów. – W Szwecji mamy takie powiedzenie, że są różne poziomy piekła. Bez wątpienia awaria w Fukushimie jest poważna, ale wciąż o wiele mniej groźna niż ta w Czarnobylu. Tam doszło do eksplozji rdzenia reaktora, a pożar wywołał efekt komina, który wysłał do atmosfery wielkie ilości substancji radioaktywnych. Tutaj reaktory wyłączono, ale częściowo utracono nad nimi kontrolę. Wysokie skażenie jest ograniczone do elektrowni i powoli sączy się na zewnątrz – tłumaczy „Rz" Tord Johansson, fizyk nuklearny z Uniwersytetu w Uppsali.
Dotąd w Japonii obowiązywał piąty poziom zagrożenia – taki sam jak po awarii w amerykańskiej elektrowni Three Mile Island w 1979 roku. Władze boją się, że zwiększenie poziomu wywoła paniczny lęk przed produktami z Japonii, co może pogrążyć kraj, który i tak znajduje się w tragicznej sytuacji. – Naszym priorytetem jest bezpieczeństwo. Badamy żywność i mogę zapewnić, że nigdzie nie wysłalibyśmy skażonych produktów. Niestety, widać objawy paniki i w jednym z krajów zablokowano nawet import japońskich ręczników – mówi „Rz" Kazuko Shiraishi, pierwsza sekretarz Ambasady Japonii w Warszawie.