W mityngu na Błotnoj Płoszczadi, po drugiej stronie rzeki Moskwa, naprzeciwko Kremla, uczestniczyło – według różnych szacunków – od 4 do 8 tysięcy osób. – To największa demonstracja opozycyjna od dziesięciu lat, od czasu przejęcia przez władze telewizji NTW – mówi „Rz" Władimir Miłow. Wiceprzewodniczący jednoczącej demokratyczną opozycję Partii Narodowej Wolności uważa sukces za tym większy, że manifestacja odbywała się pod jawnie politycznymi hasłami, których Rosjanie tradycyjnie unikają. – Obecny reżim można opisać trzema słowami: kłamstwo, złodziejstwo i przemoc! – wołał do tłumu były wiceprzewodniczący Dumy Władymir Ryżkow.

W innej części Moskwy prokremlowska młodzieżówka Nasi zorganizowała kontrdemonstrację. Uczestniczyło w niej 50 tysięcy zwiezionych autokarami młodych ludzi. Naszyści, jak nazywa ich się w Rosji, zgromadzili się na prospekcie akademika Sacharowa, znanego radzieckiego fizyka, ale przede wszystkim dysydenta. Na YouTubie można zobaczyć film, na którym dziennikarz pyta demonstrantów, kto to był Sacharow. Odpowiedzi nie zna nikt... W niedzielę po otaczającym centrum stolicy Sadowym Kolcu przejechała kawalkada aut z niebieskimi kubełkami na dachach. Niebieskie Wiaderka to odpowiedź na przekleństwo rosyjskich miast, jakim jest ogromna liczba pojazdów uprzywilejowanych z niebieskim kogutem, które wymuszają pierwszeństwo na zakorkowanych ulicach. Za ich kierownicami najczęściej siedzą nie oficerowie służb, tylko urzędnicy, ich krewni, ludzie wynagrodzeni przez władzę „migałką" za rozmaite zasługi. A także bogaci „nowi Ruscy", których po prostu stać na opłacenie kogo trzeba i nieformalne kupienie praw do „migałki".

„Migałki" są bijącym w oczy przykładem nierówności. Rok temu zaczął przeciw nim występować obywatelski ruch Niebieskie Wiaderka. Jego działacze bywali zatrzymywani, drogówka pod lada pretekstem odbierała im prawa jazdy. Ale ruch przetrwał. A nawet wszedł w głośny spór ze słynnym reżyserem, a zarazem pieszczochem Kremla, Nikitą Michałkowem. Michałkow jeździ z „migałką", która przysługuje mu jako... członkowi społecznej rady przy Ministerstwie Obrony. I gromko odmawia zrzeczenia się tego prawa, argumentując, że – po pierwsze – go nie nadużywa, bo przecież „nie wozi z migałką dziwek ani dyń na bazar", a po drugie – że odebranie mu „migałki" oznaczałoby cios w obronność Rosji, bo oznaczałoby to, że Ministerstwo Obrony nie potrafi zapewnić realizacji swoich decyzji, a to byłby znak, iż rosyjska armia nie jest w stanie obronić kraju. Wiaderkom (które nazywają Michałkowa Migałkowem) udało się sfilmować reżysera, jak – używając „migałki" – jedzie pod prąd. Michałkow odpowiedział oskarżeniem o fałszerstwo. Tygodnik „Włast'" przyznał mu honorową nagrodę – „Za bohaterską obronę Migałki".

W niedzielę Wiaderka – głównie młodzi inteligenci – w 50 autach bez większych przeszkód objechały Moskwę. – Jeszcze niedawno było ostrzej. Próbowali nas skazywać i za odmowę podporządkowania się milicji, i nawet za... naruszenie zasad przewozu ładunków; ładunkiem miało być wiaderko przylepione do dachu – mówi „Rz" Aleksiej Dozorow, aktywista Wiaderek. Jedziemy Sadowym Kolcem jego starym japońskim samochodem z kierownicą po prawej, ludzie na chodnikach przystają i obserwują auta z wiaderkami, niektórzy pozdrawiają nas, machając ręką. – Ale w końcu sąd przyznał nam rację. Teraz ten wyrok zawsze wożę ze sobą. I pokazuję drogówce, gdy próbuje się mnie czepiać.