Przez ostatnie lata Mladić miał się ukrywać w jaskiniach, bunkrach, a nawet monastyrach. Rzekomo widziano go w wojskowych schronach, a nawet w górach, gdzie podobno wypasał owce. Miał być w Serbii, Republice Serbskiej w Bośni i Hercegowinie, Czarnogórze, Rosji, Rumunii, a nawet w Chinach, dokąd na targi biznesowe trzy lata temu udał się jego syn. "Czy pojechał odwiedzić ojca?" – pytały wtedy media.
Generał Ratko Mladić – uważany przez międzynarodowy trybunał w Hadze za jednego z największych bałkańskich zbrodniarzy – był jednak znacznie bliżej. W domu swojego kuzyna w małej wiosce Lazarevo, zaledwie 100 kilometrów od Belgradu. W dodatku nie zmienił wyglądu, nie zapuścił nawet brody, jedynie bardzo się postarzał. Gdy wczoraj o 5.30 rano policja wkroczyła do budynku, 70-letni "Rzeźnik z Bałkanów" nie stawiał oporu.
– Na jego miejscu w takiej sytuacji popełniłbym samobójstwo. Jak prawdziwy oficer, który ma honor. Ale przede wszystkim już dawno oddałbym się w ręce trybunału – mówi "Rz" serbski politolog Darko Trifunović.
Podczas wojny na Bałkanach Mladić był prawą ręką Radovana Karadżicia, przywódcy bośniackich Serbów, który trafił do Hagi również po kilkunastu latach ukrywania się. Ale to Mladić osobiście dowodził oddziałami bośniackich Serbów, które w 1995 roku dokonały rzezi 8 tysięcy muzułmańskich chłopców i mężczyzn. Masakra w Srebrenicy do dziś uważana jest za największą zbrodnię ludobójstwa w Europie od II wojny światowej. To on również miał wydać rozkaz oblężenia Sarajewa, które zaczęło się w 1992 roku i trwało cztery lata. W tym czasie – z głodu, wycieńczenia i od kul – zginęło 10 tysięcy mieszkańców miasta. Rannych było ponad 50 tysięcy.
– Gratuluję Europie i prezydentowi Serbii. Przykro mi tylko, że nie wszyscy mogli doczekać tego dnia – mówiła wczoraj Munira Subasić, szefowa bośniackiego stowarzyszenia Matki Srebrenicy.