Bandito Rosso stracili właśnie swą siedzibę w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg.
Bandito Rosso to jedna z setek berlińskich grup lewackich. Spłonęło wynajmowane przez nich pomieszczenie oraz budynek grupy lewackich homoseksualistów. Podobnie jak znany w środowisku sklep o nazwie Red Stuff, w którym można się było zaopatrzyć w koszulki z wizerunkiem Marksa, Che Guevary oraz z napisami antyfaszystowskimi. Podobnych ataków na lewackie instytucje było w ostatnich dniach znacznie więcej. – Rozpoczęła się prawdziwa wojna lewaków z neonazistami – orzekły berlińskie media. Neonaziści mszczą się za napady lewaków na swych liderów. – To całkowicie nowa jakość na berlińskiej scenie przemocy – twierdzi Claudia Schmid, szefowa kontrwywiadu Berlina. Senator Erhard Körting porównuje sytuację w Berlinie do lat 20. ubiegłego stulecia, kiedy do Berlin był miejscem krwawych ulicznych konfrontacji prawicowych i lewicowych bojówek.
Stolica Niemiec jest od lat terenem działania grup maoistowskich, marksistowskich, trockistowskich, autonomów i wielu innych. To za ich sprawą nie ma praktycznie dnia, by nie płonęły drogie, „kapitalistyczne" samochody, nie było ataków przeciwko znienawidzonym yuppies oskarżanym przez lewaków o gentryfikację atrakcyjnych dzielnic we wschodniej części miasta oraz napadów na policjantów. To wszystko trwa. W pierwszej połowie tego roku zanotowano w Berlinie największą liczbę aktów lewackiego terroryzmu od zjednoczenia Niemiec.
W ostatnim czasie lewacy wypowiedzieli wojnę prawicowym ekstremistom. „Śmierć neonazistom" – skandują młodzi zamaskowani i ubrani na czarno młodzi ludzie przemierzający w pochodach główne ulice Kreuzbergu. Celem ich ataków jest nie tylko legalnie działająca partia skrajnej prawicy NPD, określana powszechnie jako neonazistowska, czy stawiające pierwsze kroki na berlińskiej scenie ksenofobiczne ugrupowanie Pro Deutschland, ale także nowa formacja neonazistowska Autonome Nationalisten.
Urząd Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiad, naliczył w roku ubiegłym 5,6 tys. neonazistów w całym kraju, co oznacza wzrost o 10 procent. Co piąty z nich jest członkiem Autonome Nationalisten. Zerwali z wizerunkiem skinheadów, zapuścili włosy, nie noszą wypchanych kurtek (Bomberjacke) ani sznurowanych butów z cholewami, lecz czarne kurtki z kapturami, używane także przez lewicowych anarchistów. – To nowa, rosnąca w siłę formacja młodych neonazistów na wschodzie Niemiec – przypomina prof. Hajo Funke z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Szukają nowych form walki w sytuacji, gdy NPD odchodzi od przemocy, starając się przedstawić jako normalna partia polityczna stająca w obronie ludzi pracy.