– W najbliższych dniach udaję się na leczenie. Zdaję sobie sprawę, że jestem uzależniony od alkoholu – taką informację zamieścił na swej stronie internetowej Andreas Schockenhoff, wiceszef frakcji parlamentarnej CDU/CSU w Bundestagu. Przeprasza, że przez pewien czas nie będzie osiągalny, i podaje telefon swego adwokata.
54-letni ekspert CDU ds. zagranicznych, zwłaszcza relacji z Rosją, nie zrobił tego z własnej woli. Jak twierdzi policja, spowodował wypadek po pijanemu i uciekł z miejsca zdarzenia. W trakcie parkowania swego auta polityk uszkodził inny samochód. Gdy to zauważył – czym prędzej odjechał. Sprawna policja berlińska była już po chwili u niego w domu, gdzie przyznał, że „nie był do końca trzeźwy".
Opisując całe zdarzenie, niemieckie media kładą nacisk nie tyle na to, co się stało, ale na oświadczenie polityka w Internecie. „Złamał tabu" – głosi „Der Spiegel", podając liczne przykłady niemieckich polityków, którzy mają kłopoty z alkoholem, ale żaden z nich nie przyznał się do tego publicznie. Tak jak szef kampanii wyborczej Zielonych w Berlinie, który kilka dni temu został zatrzymany przez policję, mając 1,96 promila alkoholu we krwi. Nie wykazał do tej pory żadnej skruchy.
Inaczej postąpiła półtora roku temu Margot Kässmann, biskupka i przewodnicząca niemieckiego Kościoła ewangelickiego, zatrzymana przez policję, gdy miała 1,54 promila. Zrezygnowała natychmiast ze wszystkich funkcji, czym zaskarbiła sobie uznanie zdecydowanej większości obywateli, bez względu na wyznanie. Niemcy domagają się, aby wróciła do aktywnego życia kościelnego i społecznego.
Jazda po pijanemu nie oznacza w Niemczech końca kariery politycznej. Znany jest przykład polityka CSU Ottona Wiesheu'a, który kilkanaście lat temu zabił człowieka mając 1,8 promila. Sąd drugiej instancji zamienił mu wyrok więzienia na karę w zawieszeniu. Niedługo później Wieshau został ministrem transportu w rządzie Bawarii.