– Odpowiedzi na problemy trapiące Amerykę nie znajdziemy, klęcząc na kolanach, albo w niebie, ale używając naszych mózgów i zdrowego rozsądku – przekonuje Dan Barker, jeden z dyrektorów Fundacji Wolności od Religii. I krytykuje „wstrętne wykorzystywanie władzy" przez konserwatywnego gubernatora Ricka Perry'ego do narzucenia chrześcijańskiego nauczania wszystkim mieszkańcom stanu. Jego zdaniem dzień modlitwy naruszy konstytucyjną zasadę rozdziału Kościoła od państwa, będzie odrażający dla wielu Amerykanów, a także obrazi wyznawców innych wiar niż chrześcijańska.

„Ameryka pogrążona jest w kryzysie: jesteśmy oblężeni przez finansowe długi, terroryzm i wielką liczbę katastrof naturalnych – przekonuje z kolei Perry. – Jako naród musimy się zjednoczyć i poprosić Jezusa, aby przeprowadził nas przez te bezprecedensowe trudności, oraz podziękować Mu za błogosławieństwo wolności, którą się tak cieszymy" – oświadczył gubernator, zapraszając na dzień modlitwy.

Jego rzeczniczka Catherine Frazier oświadczyła wczoraj, że pozew nie zmienia planów gubernatora.

Ateiści i agnostycy w tym roku bezskutecznie próbowali powstrzymać organizację dorocznego Narodowego Dnia Modlitwy, który 5 maja był obchodzony w USA już po raz 60. Niewiele brakowało, a udałoby im się jednak doprowadzić do innego zakazu. Protestowali przeciwko temu, by uzdolniona chrześcijańska uczennica z Teksasu publicznie odmówiła modlitwę podczas czerwcowych uroczystości zakończenia roku szkolnego. Sędzia pierwszej instancji zabronił dziewczynie publicznego użycia słów „modlitwa" i „amen" pod groźbą kary więzienia, ale sąd apelacyjny w ostatniej chwili zgodził się, by tego typu słowa padły podczas uroczystości. Co teraz postanowi sędzia?