Wczoraj znalazłam w skrzynce pocztowej dwa listy od męża. To źle, że przychodzą z opóźnieniem i po kilka naraz, bo nasz synek ubzdurał sobie, że jeśli dostaniemy od taty od razu kilka listów, to zaraz wróci do domu – mówi „Rz" Iryna Chalip, dziennikarka, żona Andreja Sannikaua. Najgroźniejszy rywal Aleksandra Łukaszenki w wyborach z 19 grudnia zeszłego roku został skazany na pięć lat pozbawienia wolności. Trafił do kolonii karnej w Nowopołocku, podobno najgorszej na Białorusi z powodu zatrucia środowiska. Powietrze i ziemia są skażone odpadami z pobliskich zakładów chemicznych.
Iryna też była sądzona za protest, ale na szczęście dostała wyrok w zawieszeniu. – Z jednej strony mam prawo do opuszczenia miejsca zamieszkania na okres nie dłuższy niż miesiąc. Z drugiej – muszę co tydzień meldować się na milicji, a po godzinie 22 mam być obowiązkowo w domu, bo może przyjść milicjant i sprawdzić – opowiada.
Nawet milicjanci uznali, że to kompletna bzdura, ale muszą pilnować, by skazana nie zniknęła z domu nawet na jedną noc, choćby chciała spędzić ją po prostu z synkiem w domku letniskowym za miastem.
O mężu i synku Iryna opowiada najchętniej. Czteroletni Daniił stał się sławny, gdy po wyborach prezydenckich jego rodzice trafili do aresztu KGB. Iryna Chalip wspomina, że to był okres grozy dla jej matki, córki przedwojennego polskiego jazzmana Jerzego Belzackiego. 75-letnia kobieta wystąpiła o prawo do opieki nad wnukiem, bo groziło mu wysłanie do sierocińca. – Moi koledzy po fachu czasem wykazywali się brakiem taktu i dzwonili do mamy z pytaniem: Czy to prawda, że odmówiono pani prawa do opieki? – opowiada. Nie ma jednak żalu do dziennikarzy. – Może dzięki temu, że dmuchali na zimne, nie rozłączono mnie z synkiem – dodaje. Z listów od męża dowiedziała się, że w kolonii karnej najgorsze jest nawet nie to, że łatwo narazić się administracji czy współwięźniom, ale system, który zmusza do wykonywania bezsensownych czynności i robi z człowieka idiotę. Kolonia ma być instytucją resocjalizacyjną, ale w praktyce jest tak, że ludzie tam dziczeją, stają się całkowicie oderwani od społeczeństwa – mówi pani Chalip.
Koledzy z łagru
Andrej Sannikau poznał w kolonii 21-letniego Mikitę Lichawida, też więźnia politycznego. Za odmowę przyznania, że jest przestępcą, ten młody człowiek praktycznie nie wychodzi z karceru, a kilka dni temu został osadzony na trzy miesiące w „pomieszczeniu o charakterze zamkniętym". Z tego powodu może stracić prawo do przedterminowego zwolnienia i spędzić za kratkami cały zasądzony wyrok, trzy i pół roku.