Korespondencja z Rzymu
Włochy są wstrząśnięte. O 5 nad ranem na autostradę koło Alessandrii wjechał pod prąd 2,5-tonowy SUV Audi Q7. Pędził z ogromną szybkością przez 25 km, a kierowca na klaksony i sygnały światłami mijanych aut odpowiadał wulgarnymi gestami. Wreszcie najpierw zahaczył peugeota, a potem czołowo zderzył się z oplem astrą. Jadąca nim na wakacje do Słowenii czwórka młodych Francuzów (27 – 23 lata) zginęła na miejscu. Piąty, kierowca, walczy o życie.
Wracający SUV-em z dyskoteki Ilir Betim, 37-letni Albańczyk, mieszkający we Włoszech przedsiębiorca budowlany, podobnie jak towarzysząca mu młoda Rosjanka, wyszli z wypadku bez zadraśnięcia. Albańczyk był pijany – zmierzono mu 1,5 promila. przekroczył trzykrotnie dozwolony we Włoszech limit.
Tragedia natychmiast trafiła do lubiących się kąpać we krwi włoskich mediów. Francuscy rodzice ofiar przyjechali zidentyfikować ciała. Opiekował się nimi francuski konsul honorowy w Genui. Najpierw francuscy goście, a potem media w obu krajach z oburzeniem i niedowierzaniem zareagowali na poniedziałkową informację, że sprawca wypadku decyzją sędziego śledczego jest już na wolności.
Ojciec pięknej Audrey Reynard, która zginęła w wypadku, skwitował gorzko łamaną włoszczyzną w telewizji RAI: „Nasze dzieci nie żyją, a zabójca chodzi wolno. To się we Włoszech nazywa sprawiedliwość?”. Konsul Gerard Deiss był bardziej dyplomatyczny: „Nie chcę krytykować włoskiego wymiaru sprawiedliwości, ale we Francji ten Albańczyk by siedział za kratami”.