W centrum Belgradu wciąż straszą ruiny budynków zbombardowanych przez NATO w 1999 roku. Stoją niedaleko ambasad polskiej i amerykańskiej. Leje po bombach widać jak na dłoni z okien serbskiego MSZ. Serbowie mówią, że to świadectwo krzywdy, jaką wyrządził im Zachód. Dlatego nikt ich nie zasypuje, a dawnego sztabu generalnego i gmachu Ministerstwa Obrony do dziś pilnuje wojsko. – Zbombardowali nas. Napadli na mały kraj, tak jak potem na Irak, Afganistan, Libię – mówi 60-letnia Liliana Sanderić. Jest jej wszystko jedno, czy Serbia przystąpi do UE czy nie. – Kocham mój kraj. A Unia ciągle czegoś od nas chce. Najpierw kazali łapać Mladicia, teraz mówią o Kosowie. Słyszymy, że może wejdziemy do Unii w 2019 roku. A skąd pewność, co wtedy będzie? Czy w ogóle Unia będzie jeszcze wtedy istniała? – mówi.

Jej córkę, studentkę, UE też nie obchodzi. Jak pokazują sondaże, poparcie Serbów dla przystąpienia do UE drastycznie spada. Pół roku temu wynosiło 63 proc. Dziś 46 proc. Władze ostrzegają, że jeśli tak dalej pójdzie, wybory parlamentarne zaplanowane na maj przyszłego roku mogą w Serbii wygrać radykałowie, którzy są przeciwni UE. – Wtedy obudzą się siły, które sprowadzą kraj na manowce. Unia to najlepsze rozwiązanie dla Serbii – ostrzegał polskich dziennikarzy premier Mirko Cvetković. – Serbowie będą wyrywać sobie włosy z głowy. Ostrzegaliśmy – wtórował mu wicepremier Bozidar Delić. Jego zdaniem poparcie spada, gdyż Serbowie mają poczucie, że UE stosuje podwójne standardy i jest dla nich niesprawiedliwa. Dlatego dzień, w którym Komisja Europejska wyda opinię na temat Serbii, dla władz w Belgradzie jest tak ważny. Tymczasem – jak mówi się nieoficjalnie w Brukseli – być może w tym roku Serbia uzyska status kandydata, ale negocjacje zostaną odłożone, dopóki nie ureguluje stosunków z Kosowem, które – z powodu konfliktu o posterunek graniczny – od końca września są bardzo napięte. Na granicy do dziś stoją barykady. Dochodzi do zamieszek. – To nie my wywołaliśmy ten konflikt. Jesteśmy gotowi do dialogu, choć nigdy nie uznamy niepodległości Kosowa – mówi Borko Stefanović, główny negocjator z Prisztiną.

Belgrad oficjalnie stara się o wejście do UE od 2009 r. – Niestety, politycy karmili Serbów złudzeniami, że aby wejść do UE, najważniejsze jest złapanie Ratka Mladicia. Teraz, gdy jest już w areszcie, a trzeba wcielać w życie reformy, ludzie mówią, że UE ciągle czegoś od nich chce. Dlatego przestają jej ufać – przyznaje Vincent Degert, szef unijnej delegacji w Belgradzie. Jego zdaniem dzięki obecnemu rządowi Serbia zrobiła ogromny postęp. Pokazała, że współpracuje z Hagą, przyjęła wiele wewnętrznych reform, działa na rzecz stabilizacji w regionie. Przyjęła na przykład rezolucję w sprawie masakry w Srebrenicy. Nadal ma jednak problem z wszechobecną korupcją, niezależnością sądów i wolnością mediów. – Dziesięć lat po Miloszeviciu w Serbii nie ma niezależnych mediów. Nie do końca wiadomo, kim są ich właściciele – mówi Dragan Janjić, wiceszef Niezależnego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Gdy rządowa agencja do walki z korupcją przygotowała raport na ten temat, w kilku zdaniach wspomniały o nim tylko dwie gazety. – W Polsce byłoby to chyba nie do pomyślenia – stwierdza Janjić.