Ponad 60 mln euro znalazła w swym budżecie podobno chronicznie niedofinansowana Bundeswehra na modernizację starego muzeum militarnego w Dreźnie. Otwiera ono dzisiaj swe podwoje i jest największą tego rodzaju placówką w Europie.
– Po co Bundeswehrze takie muzeum? – pytają niemieckie media. I dlaczego akurat w Dreźnie? Do dzisiaj nie brak w Niemczech opinii, że alianckie naloty na Drezno pod koniec wojny nie miały militarnego uzasadnienia i były wynikiem barbarzyństwa zaślepionych żądzą zemsty Anglików oraz marszałka Arthura Harrisa.
Czy więc kosztowne muzeum w takim miejscu może świadczyć, że Niemcy pragną zerwać z wizerunkiem sprawców największej katastrofy w dziejach ludzkości i wyeksponować fakt, że są także narodem ofiar?
– Oczywiście, że nie. Zadaniem muzeum jest przedstawienie historii przemocy militarnej zarówno w dziejach Niemiec, jak i szerzej – tłumaczy por. Sebastian Bamgert, jeden z organizatorów muzeum. – Chodzi o potencjał agresji tkwiący w każdym człowieku, który w określonych warunkach znajduje ujście także w zorganizowanej przemocy militarnej – wtóruje mu Gorch Pieken, kurator wystawy.
Pamięć o nalotach
Sama architektura nowego muzeum wskazuje bez żadnych niedomówień, że zagłada Drezna odgrywa w całej koncepcji ogromną rolę. Nowy gmach dobudowano do kompleksu starego muzeum wojskowości, co przypomina potężny klin spadający z nieba i wbijający się w zabudowania starych wilhelmińskich koszar.