Rządzący na Węgrzech prawicowy Fidesz zdradził swe plany kilka dni przed przypadającą 23 października 55. rocznicą węgierskiego powstania.
– Nie chcemy zemsty. Ale podobnie do innych byłych krajów komunistycznych w regionie chcemy wymierzyć sprawiedliwość tym, którzy dopuścili się okrutnych zbrodni – powiedział wczoraj poseł Fideszu Gergely Gulyas przedstawiając projekt ustawy. Znalazły się w niej zapisy traktatów międzynarodowych, które traktują o zbrodniach przeciwko ludzkości.
Dzień chwały
– Ta ustawa jest zgodna z konstytucją i z prawem międzynarodowym. Będzie dotyczyć niewielkiej grupy osób. Najwyżej kilkudziesięciu – ujawnił Gulyas. Osoby te są odpowiedzialne za falę represji i śmierć ponad 200 osób straconych na podstawie wyroków sądów po rewolucji 1956 roku.
– Jeżeli Fidesz nie będzie sprawiał wrażenia, że poluje na czarownice, będę szczęśliwy, jeśli osoby odpowiedzialne za to, co stało się po rewolucji, będą zmuszone stanąć przed narodem, a nawet zostaną ukarane – mówi "Rz" politolog Zsolt Enyedi.
23 października 1956 roku to dla Węgrów jedna z najważniejszych dat w najnowszej historii kraju. Tego dnia przed parlamentem zgromadziło się 300 tysięcy ludzi. Tłum zburzył pomnik Stalina. Nazajutrz do Budapesztu wkroczyło 6 tysięcy sowieckich żołnierzy i wjechało 200 czołgów. W stronę demonstrantów posypały się kule. W ciągu jednego dnia zginęło ponad 100 osób. Na początku listopada na Węgrzech było już prawie 100 tysięcy żołnierzy z ZSRR i 4 tysiące czołgów. Bardzo szybko opanowano budynki rządowe i inne strategiczne obiekty. Dotychczasowy premier Imre Nagy trafił do aresztu i wkrótce został stracony. Władzę na Węgrzech objął János Kádár. Zaczęły się represje wymierzone w zwolenników powstania. Do więzień trafiło 20 tysięcy Węgrów. Z kraju wyjechało 200 tysięcy ludzi.