– Niestety, brakuje nam środków. Gazeta sama nie ma szans się utrzymać, a rząd litewski nas nie finansuje. Raczej czeka, aż upadniemy. Jednocześnie Polska znacznie obcięła nam fundusze – powiedział „Rz" Zygmunt Klonowski, współwłaściciel firmy Klion, która jest wydawcą „Kuriera Wileńskiego".
Decyzja o ograniczeniu wydawania gazety może mieć duży wpływ na sytuację polskiej mniejszości na Litwie. – To zła wiadomość, bo tamtejsi Polacy przeżywają trudny okres w związku z naciskami litewskich władz na ograniczenie polskiej oświaty – mówi „Rz" Michał Dworczyk, członek zarządu krajowego Stowarzyszenia Wspólnota Polska. – Jest też dowodem na słabą skuteczność naszej polityki pomocowej – podkreśla Dworczyk.
"Czerwonka"
„Kurier Wileński" istniał przed wojną i do gazety o tej nazwie nawiązuje dzisiejszy „Kurier". Ale faktycznie pismo jest następcą powstałego w 1953 „Czerwonego Sztandaru", jedynego polskojęzycznego dziennika w ZSRR, organu KC Komunistycznej Partii Litwy. – Z jednej strony wiadomo, że powołano ją po to, by siała sowiecką propagandę wśród Polaków na Litwie, Białorusi, Ukrainie czy w Rosji. „Czerwony Sztandar" był narzędziem indoktrynacji. Gdyby jednak nie „Czerwonka", jak go popularnie nazywano, znacznie mniej ludzi mówiłoby dziś i czytało po polsku – powiedział „Rz" redaktor naczelny pisma Robert Mickiewicz.
W 1990 r. „Sztandar" zmienił nazwę na „Kurier Wileński" i stał się dziennikiem litewskiego rządu. W 1995 r. został sprywatyzowany. – O ile 1953 r. uważamy za rok narodzin gazety, to 1990 r. za rok chrztu. Ale są to zupełnie inne pisma – podkreśla Robert Mickiewicz.
Potrzeba 800 tysięcy
Teraz, ponad pół wieku po powstaniu, gazeta przestaje być dziennikiem. – Żeby normalnie funkcjonować, potrzebujemy rocznie równowartości 800 tys. złotych. A dostaliśmy mniej niż połowę tej kwoty – podkreśla Klonowski. Niestety, pismo mniejszości narodowej o niewysokim nakładzie ma niemal zerowe szanse na reklamy.