Nazwisko nowego premiera, który zastępuje odchodzącego w niesławie Jeorjosa Papandreu, miało być ogłoszone już w poniedziałek. Potem we wtorek. Ale gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz", Grecy wciąż go nie znali. Przynajmniej oficjalnie.
Kandydatów było trzech: Lukas Papademos, były wiceszef Europejskiego Banku Centralnego, Nikiforos Diamanduros, europejski rzecznik praw obywatelskich, oraz Panaglotis Rumeliotis, przedstawiciel Grecji przy Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Według telewizji Skai oraz radia publicznego wybór lewicowej PASOK i konserwatywnej Nowej Demokracji padł na Papademosa.
– Papademos zna i system bankowy, i unijne mechanizmy. Jest wielka nadzieja, że przy nim szybko i dość łatwo byłyby wprowadzane konieczne reformy – mówi „Rz" Paschos Mandrawelis, komentator prawicowego dziennika „Kathimerini".
Grecy nie mogli się już doczekać tego momentu. – W świat poszedł bardzo zły wizerunek naszego kraju. Straciliśmy zaufanie. A teraz jeszcze koalicjanci przez kilka dni nie mogą się dogadać w sprawie premiera – mówi „Rz" Jeorjos E. Skulas, politolog z Uniwersytetu Macedońskiego w Salonikach. Podkreśla, że jeszcze w niedzielę popierał rząd koalicyjny i był przeciwny szybkim wyborom. – Ale teraz uważam, że w Grecji już w grudniu powinny się odbyć wybory. Bo skoro obecni koalicjanci nie potrafią się dogadać, nie wierzę, by za ich rządów zapanowała stabilizacja – mówi. Mandrawelis tłumaczy jednak, że rozmowy musiały trwać długo, gdyż w Grecji nie ma tradycji rządów jedności narodowej. – Kilka lat temu taki rząd wydawał się czymś ekstremalnym, teraz stał się rzeczywistością – mówi.
UE traci jednak cierpliwość. – Ważne jest, by odzyskać zaufanie do całej klasy politycznej – powiedział komisarz ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehn. Dlatego poprosił, by Grecja na piśmie zobowiązała się zrealizować porozumienie ws. nowego pakietu ratunkowego. Zobowiązanie to mają podpisać szef greckiego banku centralnego, premier i minister finansów.