Nadzieja umiera ostatnia, przynajmniej u Theresy May. Premier w czwartek wciąż nie wykluczała, że następnego dnia podda pod głosowanie umowę rozwodową, którą negocjowała z Unią przez ponad dwa lata. Zgodnie z ustaleniami szczytu Unii z ubiegłego tygodnia, jeśli Izba Gmin nie ratyfikuje w tym terminie porozumienia, Wielka Brytania 12 kwietnia teoretycznie wychodzi ze Wspólnoty bez żadnego porozumienia.
Dymisja May
Aby przekonać rebeliantów we własnym ugrupowaniu, May w środę zapowiedziała, że ustąpi ze stanowiska, kiedy jej umowa zostanie zatwierdzona. W takim układzie przypuszczalnie bardziej sceptyczny wobec Unii polityk torysów stanąłby na czele rządu, aby wynegocjować przyszłe zasady współpracy z Unią.
Szansa na przeforsowanie porozumienia w czwartek wydawała się jednak bardzo ograniczona. Co prawda spiker parlamentu John Bercow zgodził się na poddanie w piątek pod głosowanie tej samej umowy, która już została odrzucona, ale May nie udało się wciąż przekonać do swojego porozumienia dziesięciu posłów Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP). A od tego uzależnia swoje poparcie kilkakrotnie większa grupa eurosceptycznych deputowanych Partii Konserwatywnej.
Ale jest też zupełnie inna ścieżka dojścia do porozumienia z Brukselą. W nocy ze środy na czwartek z inicjatywy konserwatywnego deputowanego sir Olivera Letwina w Izbie Gmin przeprowadzono „indykatywne” głosowania nad ośmioma modelami brexitu. I choć żaden nie zyskał większości, to do zatwierdzenia modelu „stałej i kompleksowej unii celnej” z kontynentem zabrakło tylko ośmiu głosów (272 przeciw przy 264 za).
– Poza umową May mamy zasadniczo na stole tylko unię celną – przyznał Damian Green, jeden z najbliższych sojuszników premier.