Włoski Urząd Statystyczny szacuje, że w 2065 r. we Włoszech będzie mieszkać 61,3 mln ludzi, czyli o niecały milion więcej niż obecnie. Ale co czwarty mieszkaniec będzie imigrantem lub dzieckiem imigranta. Teraz przybysze i ich dzieci stanowią blisko 7,7 proc. populacji. Jest ich obecnie 4,6 mln (plus ok. 800 tys. nielegalnych imigrantów), a za pół wieku ma być 15,5 mln. I właśnie tylko dzięki napływowi imigrantów i wysokiemu przyrostowi wśród nich liczba mieszkańców Włoch się zwiększy, bo rdzennych Włochów ma być mniej o 10 mln.

Prawicowy dziennik „Libero" ostrzega: „Zalewają nas imigranci, a to gorsze niż kryzys". Znana publicystka Maria Giovanna Maglie łączy postępującą we Włoszech erozję patriotyzmu i szacunku dla narodowych tradycji ze stale rosnącą falą legalnej i nielegalnej imigracji, wspieranej z powodów ideologicznych i politycznych przez lewicę, widzącą w przybyszach swój przyszły elektorat. Przestrzega, że krajowi grozi wynarodowienie i dyktat imigrantów, którzy nie chcą się dostosować do zasad i praw panujących we Włoszech, bo wolą narzucać własne. Padają przykłady poligamii, wprowadzania szarijatu tylnymi drzwiami przez imigrantów islamskich. Stąd proponuje, by zezwolenie na stały pobyt dla obcokrajowców uzależnić od spełnienia wielu wymogów i sprzeciwia się propozycji prezydenta Giorgia Napolitano, który chciałby przyznawać automatycznie włoskie obywatelstwo wszystkim urodzonym we Włoszech.

Urząd statystyczny wyliczył również, że w 2065 r. Włochy będą krajem ludzi starych. Średnia wieku statystycznego mieszkańca zwiększy się o ponad 6 lat i wyniesie 51 lat i 8 miesięcy. Imigranci też się postarzeją, ale i tak pozostaną sporo młodsi od Włochów (statystycznie 43 lata). Mimo to, co trzeci mieszkaniec będzie miał ponad 65 lat, czyli według dzisiejszych kryteriów będzie emerytem. O ile teraz ludzie powyżej 65 lat w porównaniu z tymi w wieku produkcyjnym (16 – 64 lata) stanowią 31 proc., to za 50 lat będą stanowić blisko 60 proc. A to oznacza, że w 2065 r. na jedną osobę w wieku produkcyjnym przypadnie prawie dwóch emerytów.

Urząd statystyczny zaserwował Włochom dodatkową porcję smutnych wiadomości w związku ze zbliżającą się 10 rocznicą wprowadzenia euro. Jak wyliczono, 10 lat temu Włoch mógł kupić o 10 procent więcej. Trudno się dziwić, skoro ceny pizzy, kawy w barze, gazet czy biletów komunikacji miejskiej od tego czasu podskoczyły o 100 proc. To samo z benzyną. Dziś jest ona najdroższa w Europie (1,72 euro za litr). W Szwajcarii i Słowenii przy granicy z Włochami na stacjach benzynowych ustawiają się długie kolejki. Tankują Włosi. Tam pełen bak kosztuje 25 euro mniej.

Korespondencja z Rzymu