Czas na dyplomację
– To zły moment na cięcia w Royal Navy – ostrzegł konserwatywny deputowany do Izby Gmin Daniel Hannan. Wielka Brytania ma obecnie tylko jeden lotniskowiec, HMS „Illustrious", na którym – po wycofaniu samolotów pionowego startu typu Harrier – stacjonują jedynie śmigłowce. Hannan wskazuje, że Cameron nie mógłby liczyć na wsparcie USA, bo prezydent Barack Obama „ogarnięty obsesją antyokolonializmu swego ojca z lat 50." popiera raczej Argentynę, a jego administracja nazywa wyspy Malwinami.
– Ja nie mam wątpliwości, że Wielka Brytania zdołałaby obronić Falklandy – mówi „Rz" Daniel Korski, brytyjski ekspert z European Council on Foreign Relations. – Ale scenariusz militarny to błąd. Musimy się nastawić na długofalowe działania dyplomatyczne, bo Argentynie już kiedyś udało się nas i Falklandy izolować. Trzeba szukać poparcia takich krajów jak Brazylia, trzeba szukać rozwiązania dla statków pływających pod banderą falklandzką – dodał.
Według założyciela i dyrektora argentyńskiej internetowej gazety „El Malvinense" Patricia Ariela Mendiondo, który śledzi konflikt brytyjsko-argentyński o wyspy od 10 lat, choć główne media nie poświęcają Malwinom wiele uwagi, dla Argentyńczyków ten temat wciąż jest bardzo ważny. — Zwykły Argentyńczyk złości się oświadczeniami Brytyjczyków, czuje gniew i bezsilność. Groźby, jak te z wysłaniem okrętu atomowego, przyjmowane są bardziej z irytacją niż z niepokojem. Większość Argentyńczyków nie wierzy, że konflikt mógłby zostać rozstrzygnięty przy użyciu broni. Ufają, że rozwiązanie zostanie znalezione w drodze negocjacji - podkreśla w komentarzu dla „Rz".
Również jego zdaniem wojny o Malwiny nie będzie. Brytyjczycy byliby skłonni doprowadzić do konfliktu, bo nie godzą się na rozmowy o suwerenności wysp, ale nie mają takich możliwości technicznych jak w 1982 roku.
— Argentyńczycy z kolei byliby w stanie prowadzić wojnę najwyżej przez godzinę, bo mają przestrzały sprzęt i na tyle starczy im amunicji. Dlatego Argentyna nastawiła się na blokadę handlową wysp, na „wojnę gospodarczą", by narazić Brytyjczyków na straty gospodarcze i zmusić ich do negocjacji - podkreśla nasz rozmówca.
Wojna 1982
2 kwietnia 1982 roku 800 żołnierzy argentyńskich zajęło administrowane przez Wielką Brytanię wyspy. Stacjonujących tam 79 żołnierzy Zjednoczonego Królestwa musiało się poddać. Argentyną rządził wówczas generał Fortunato Leopoldo Galtieri. W ciągu 74-dni wojny zginęło 900 osób, w tym 252 żołnierzy brytyjskich. Koszty konfliktu oszacowano na około 1,2 mld dolarów. Archipelag złożony z dwóch dużych wysp i 200 wysepek i raf, liczył wówczas około dwóch tysięcy mieszkańców i kilkaset tysięcy owiec. 3 kwietnia ONZ zażądała wycofania się Argentyńczyków. Tego samego dnia Izba Gmin poparła jednogłośnie decyzję premier Margaret Thatcher o wysłaniu na wyspy brytyjskich wojsk. 5 kwietnia wypłynęły w kierunku dalekich wysp pierwsze brytyjskie okręty. 1 maja brytyjskie samoloty zbombardowały Port Stanley. Dzień później zatopiony został argentyński krążownik „Generał Belgrano". Zginęło na nim ponad 300 żołnierzy. W nocy z 14 na 15 czerwca 5 tysięcy brytyjskich żołnierzy wkroczyło do Port Stanley. Argentyńczycy skapitulowali. Wielka Brytania miała w regionie sojusznika — Chile Augusto Pinocheta, który otworzył przestrzeń powietrzną swego kraju dla brytyjskich samolotów. Dopiero w 1990 roku Londyn i Buenos Aires nawiązały ponownie stosunki dyplomatyczne. Ale problem spornych wysp pozostał nierozwiązany. Argentyna, która — po Francji i Hiszpanii — sprawowała mad nimi zarząd do roku 1833, nie przestała zgłaszać roszczeń. Podnosiła wielokrotnie tę kwestię na forum ONZ.