We wczorajszym zamachu zginął ochroniarz Ankwaba, a dwóch innych zostało ciężko rannych. Do ataku na prezydencki konwój doszło na drodze z Gudauty do abchaskiej stolicy Suchumi. Ankwab został ostrzelany, eksplodowały także podłożone przy drodze ładunki.
Miasto Gudauta jest okrążone przez wojsko. Sprawcy są poszukiwani przy użyciu śmigłowców, jednak zdaniem ekspertów ich znalezienie graniczyłoby z cudem. Ankwab był celem zamachów wielokrotnie, a dotąd nikt nie został schwytany. „Próbowano go zabić czterokrotnie, gdy sprawował urząd premiera, i raz, gdy został wiceprezydentem Abchazji w 2010 roku. Ulubiona broń zamachowców to granatnik – stosowali go trzykrotnie" – pisała rosyjska agencja RIA Nowosti.
Pomoc w śledztwie zaproponował władzom w Suchumi prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. Rosyjskie MSZ uznało, że celem zamachu „jest destabilizacja w państwie przed marcowymi wyborami do parlamentu".
Ankwab wczoraj normalnie urzędował, jak gdyby nic się nie stało. Zapowiedział zaostrzenie walki z korupcją, co zdaniem ekspertów może być powodem ataków.
Z kolei według gruzińskich polityków za zamachami na Ankwaba stoją rosyjskie służby specjalne. – Za incydenty na okupowanej ziemi odpowiada okupant. Gdy widzi, że marionetki przestają mu służyć jak niewolnicy, stara się je zlikwidować – powiedział Szota Malachszija z gruzińskiego parlamentu.