Dlatego dziś wszyscy widzą tam możliwość liberalizacji i demokratyzacji. Jednak to nie pierwsza taka próba podjęta przez birmański reżim...
Próby takie były już podejmowane, ale teraz widać znaczną różnicę jakościową. Ostatnia wizyta Hillary Clinton była pierwszą od 57 lat wizytą amerykańskiego sekretarza stanu. Birma potrzebuje Zachodu, a ten zaakceptuje demokrację birmańską, nawet jeśli będzie fasadowa. Jednak represje wobec mniejszości etnicznych czy opozycji będą musiały złagodnieć.
Polska powinna zaangażować się w te przemiany?
Transformacja ta będzie bardzo podobna do naszej – generałowie i opozycja będą się dogadywać. Aby przekonać do tego birmańskich generałów, swego czasu napisali do nich razem list Adam Michnik, Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Lech Wałęsa. Ostatnio Suu Kyi poprosiła nas nawet o przyjęcie birmańskich opozycjonistów na szkolenia. Jeśli mamy więc komuś pomagać, to powinniśmy słać tę pomoc do tych krajów, które same o nią proszą, a dotychczas z szerzeniem demokracji było tak, że promowaliśmy ją trochę na siłę.
Pomoc Birmie może przynieść nam jakieś wymierne korzyści?
Birma była kiedyś mocarstwem w regionie, to kraj liczący 60 mln ludzi. Na pewno więc pomoc Birmie byłaby doskonałą inwestycją. Tak klarownej sytuacji nie mieliśmy od 20 lat. Na pewno nie było tak w Iraku i w Afganistanie.