Wiemy, że wyścig Gingricha do Białego Domu jest na finiszu, z kilku powodów. Najważniejszym jest oczywiście fakt, że Gingrich wygrał ostatnio prawybory jedynie w rodzinnej Georgii. W świecie amerykańskiej polityki, gdzie tak bardzo liczy się publiczny wizerunek i wrażenie, mamy w ostatnich dniach jeszcze lepsze dowody.

Po pierwsze – w piątek kampanię Gingricha opuściło dwóch ostatnich dziennikarzy, którzy na stałe byli przypisani do tego kandydata. W styczniu Gingrich woził za sobą ponad 30 dziennikarz największych stacji telewizyjnych, radiowych i gazet. Teraz żadne medium nie uznaje za stosowne wydawać pieniędzy na podróże za Gingrichem.

Po drugie – sztab Gingricha zaczął pobierać pieniądze za robienie sobie zdjęć z kandydatem. Oficjalny fotograf Gingricha zrobi zdjęcie z nim każdemu chętnemu. Zdjęcie można ściągnąć kilka godzin później z internetu, ale trzeba za to zapłacić aż 50 dolarów.

Ten krok wskazuje na desperację sztabu pozbawionego bogatych sponsorów. Według nowego sondażu CNN aż 92 proc. wyborców republikańskich uważa, że wyścig o nominację został rozstrzygnięty – kandydatem Republikanów będzie „na pewno", „z dużym prawdopodobieństwem" lub „najprawdopodobniej" Mitt Romney.

Portal Politico.com podał w środę, że Gingrich zwolnił jedną trzecią pracowników swego sztabu i poprosił o złożenie rezygnacji szefa swej kampanii.