17 grudnia 2011 roku zmarł Kim Dzong Il.
Informację o śmierci 69-letniego Kim Dzong Ila większość 23-milionowego społeczeństwa poznała w tym samym momencie. Mieszkańcy wsi zostali spędzeni na place, na których stały megafony. Robotnicy w fabrykach i zakładach pracy usłyszeli zapowiedź, że radiowęzeł poda ważny komunikat. Taka sama informacja rozeszła się z przytwierdzonych do ścian w mieszkaniach głośników, które nadają program radiowy.
Głośniki można jedynie ściszyć, a nie wyłączyć, więc trudno było przegapić komunikat. Równo w południe spikerzy obwieścili tragiczną wiadomość. 69-letni Kim Dzong Il, sekretarz generalny Partii Robotniczej, przewodniczący Narodowej Komisji Obrony, głównodowodzący północnokoreańskiej armii i drogi przywódca, zmarł dwa dni wcześniej, 17 grudnia 2011 o godz. 8.30, z wyczerpania fizycznego i psychicznego podczas podróży pociągiem. Prezenterka telewizyjna Ri Czun Hi łkała. Razem z nią cały naród. Media państwowe donoszą, że już co najmniej pięć milionów osób oddało hołd zmarłemu, gromadząc się przed pomnikami i portretami ojca narodu Kim Ir Sena w Pjongjangu. – Ludzie będą rozpaczać, ale w duchu będą czuć ulgę, że dyktator odszedł. Martwią się jednak, co przyniesie przyszłość – mówi jeden z uchodźców z Korei Północnej redagowanemu przez dysydentów w Seulu portalowi Daily NK.
Komitety Ludowe, grupy od 20 do 40 rodzin przepojonych wiarą w system, które czuwają nad lokalnymi społecznościami, z uwagą obserwują, jakie reakcje wywołała śmierć przywódcy. – Przed ogłoszeniem śmierci Kim Dong Ila wzmocniono posterunki na granicach, obawiając się masowych ucieczek. A to oznacza, że atmosfera jest inna niż w 1994 r., kiedy zmarł Kim Ir Sen – mówi nam Jiyoung Song, koreańska ekspertka brytyjskiego Chatham House w Singapurze.
Fikcyjna samowystarczalność
W czasie rządów Kim Ir Sena ludzie wierzyli władzy. Długo byli przekonani, że żyją w jednym z najszczęśliwszych krajów na świecie. Reżim, wspierany przez ZSRR, skutecznie prowadził ideologiczną wojnę z imperialistycznym Zachodem. Korea Północna jako jedno z nielicznych państw zbliżyła się do komunistycznego ideału. Obywatel nie musiał się troszczyć o podstawowe potrzeby. Jedzenie, ubranie i mieszkanie zapewniało mu państwo. Wprowadzono niemal pełną reglamentację. Praktycznie przestano używać pieniędzy. Idealniej było tylko w Kambodży, gdzie reżim czerwonych Khmerów całkowicie zlikwidował pieniądze.
Dostawy żywności miał zapewniać System Dystrybucji Publicznej. Sklepy zamieniły się w punkty wydawania przydziałów na kartki. Kobiety raz na dwa tygodnie przychodziły z kartkami całej rodziny, aby pobrać dostępne produkty. Dzienna racja wynosiła od 600 do 900 gramów ryżu, kukurydzy lub innego zboża. Przysługiwał też niewielki przydział sosu sojowego, kapusty czy rzodkwi. Najmniej dostawali starcy, studenci i dzieci, najwięcej pracownicy kluczowych zakładów przemysłowych.