Tylko czterech prezydentów, w tym Bronisław Komorowski, miało uczestniczyć w szczycie w Jałcie 11 – 12 maja. Odmówiło udziału 14. Prezydent Litwy „dobiła targu" z władzami w Kijowie: zgodziła się na udział w konferencji, bo Janukowycz obiecał, że będzie mogła odwiedzić w więzieniu Julię Tymoszenko. Szczyt jednak został nieoczekiwanie odwołany, a Dalia Grybauskait?, jeśli nawet porozmawia z uwięzioną przywódczynią opozycji, to jedynie dlatego, że postanowiła przyjechać na Ukrainę niezależnie od szczytu w Jałcie. – W związku z tym, że przywódcy wielu państw europejskich nie mogą wziąć udziału w szczycie, Ukraina uważa za celowe przeniesienie go na późniejszy termin – oświadczył wczoraj rzecznik ukraińskiego MSZ Ołeksandr Dykusarow. Jaki? Na razie nie wiadomo.
– Nie podano terminu, w jakim ten szczyt mógłby się odbyć – powiedziała „Rz" Joanna Trzaska–Wieczorek, szefowa biura prasowego prezydenta Bronisława Komorowskiego. – Prezydent już podczas szczytu Grupy Wyszehradzkiej mówił, że będzie apelował o takie zmiany w ukraińskim prawodawstwie, by za decyzje polityczne nie można było ponosić odpowiedzialności karnej. Wspomniał o tym w rozmowie telefonicznej z prezydentem Janukowyczem – powiedziała „Rz". Była premier została skazana na siedem lat kolonii karnej właśnie za decyzję polityczną – podpisanie niekorzystnej umowy gazowej z Rosją.
Różne powody
Kilku prezydentów oficjalnie ogłosiło, że do Jałty nie pojadą ze względu na gwałcenie praw człowieka na Ukrainie. Wśród nich niemiecki prezydent Joachim Gauck i czeski prezydent Vaclav Klaus. Inni swą nieobecność motywowali w inny sposób. Tymczasem w maju 2011 roku do Warszawy przyjechało 20 europejskich prezydentów, a na dokładkę Barack Obama.
„Ukraina postanowiła się nie hańbić i zrezygnowała z organizacji szczytu" – komentował decyzję władz ukraiński portal Newsru.ua. Gazeta „Deń" pisała, że „władze same się zapędziły w ślepą uliczkę". „Uwolnienie Tymoszenko lub wysłanie jej na leczenie za granicę dla ekipy Janukowycza oznaczałoby demonstrację słabości i uległości. Podobne gesty nie są brane przez nich pod uwagę, co naraża na szwank reputację naszego kraju" – uzasadniał dziennik.