Atak na miasto Hula, jeden z ośrodków buntu przeciwko reżimowi prezydenta Baszara Asada, rozpoczął się od artyleryjskiego ostrzału w piątek po południu. Kiedy w sobotę rano bombardowanie ustało, na miejsce wyruszyła grupa obserwatorów ONZ. Widok, jaki zastała, był wstrząsający.
Wśród ruin znaleziono ponad 100 ciał starców, kobiet i dzieci. Obrażenia wskazywały, że większość ofiar nie zginęła w wyniku ostrzału artylerii, tylko została zamordowana z zimną krwią. Zabito je strzałami z bliskiej odległości, a niektórym poderżnięto gardła. Zdjęcia ułożonych w rzędy zmasakrowanych zwłok, w tym 32 dzieci, które nie miały nawet dziesięciu lat, wywołały szok na całym świecie.
Rząd: to terroryści
Zdaniem opozycji rzeź to dzieło prorządowych bojówek Szabiha, które reżim od dekad wykorzystuje do zastraszania społeczeństwa. Uzbrojone gangi były wykorzystywane m.in. do tłumienia antyrządowych protestów, które wybuchły na początku zeszłego roku, zanim przeciwko demonstrantom skierowano regularną armię.
Syryjskie władze twierdzą jednak, że to nie one odpowiadają za masakrę. „Zbrodni dopuścili się terroryści. Zastrzelone zostały kobiety, dzieci i osoby starsze. Tak nie postępuje bohaterska armia syryjska" – powiedział rzecznik syryjskiego MSZ Dżihad Magdissi. Władze w Damaszku zaprzeczają też, że armia przeprowadziła atak artyleryjski na miasto. Ich zdaniem to terroryści zdetonowali bomby, aby upozorować atak. Zgodnie z wersją władz w Damaszku opozycję wspierają islamscy ekstremiści, którzy nie przebierają w środkach, aby przejąć władzę. To oni mieli stać za serią zamachów bombowych w syryjskiej stolicy na początku maja, w których zastosowano taktykę rodem z Iraku.
Syryjski reżim może wciąż liczyć na sojuszników, którzy podzielają jego argumenty. Większość państw odpowiedzialnością za masakrę obciąża jednak reżim Asada.