Romney spotkał się wczoraj z brytyjskim premierem, dziś weźmie udział w uroczystości otwarcia Igrzysk Olimpijskich. Ale brytyjskie media nie zostawiają na nim suchej nitki za serię mniejszych i większych wpadek jego samego i jego sztabu.
Zaczęło się od „Daily Telegraph", który w dniu przyjazdu Romneya opublikował wypowiedź anonimowego doradcy Romneya. Miał on powiedzieć, że Barack Obama i jego jego Biały Dom „nie szanują anglosaskiej tradycji" bliskich stosunków USA i Wielkiej Brytanii. Podtekst tej wypowiedzi jest jasno – czarnoskóry prezydent nie rozumie całego historycznego ciężaru sojuszu dwóch białych narodów.
Nikt z doradców Romneya nie przyznał się do tego cytatu, ale cała sprawa nie poprawiła wizerunku republikańskiego polityka, od dawna oskarżanego przez czarnoskórych polityków w USA o brak wyczucia w sprawach stosunków rasowych.
Potem było już tylko gorzej. Brytyjskie media rzuciły się na Romneya za jego stwierdzenie w wywiadzie telewizyjnym, że „widzi pewne niepokojące sygnały" dotyczące gotowości Londynu do przeprowadzenia Igrzysk Olimpijskich. Romney był przewodniczącym komitetu organizacyjnych Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Salt Lake City, jego wypowiedź o kiepskiej gotowości Londynu została więc odebrana bardzo poważnie.
Tu nie można się już było zasłaniać anonimowością cytatu. Premier David Cameron skwitował słowa Romneya angielską ironią: - Oczywiście, że łatwiej byłoby zorganizować Igrzyska na środku pustyni. A burmistrz Londynu Boris Johnson, także konserwatysta, publicznie naśmiewał się z Romneya na wiecu w centrum Londynu. Twitter rozgrzał się od oburzonych komentarzy brytyjskich publicystów, nie tylko tych z lewej strony sceny politycznej.