Głosowanie odbędzie się najprawdopodobniej w styczniu. A więc dziesięć miesięcy wcześniej, niż wynika to z politycznego kalendarza. Oficjalnym powodem tej decyzji jest „niemożność uchwalenia odpowiedzialnego budżetu" w ramach obecnej, opartej na prawicowym planktonie koalicji.

– W tym trudnym momencie zdecydowałem się na postawienie interesu kraju ponad wszystko inne – powiedział Netanjahu. Według ekspertów decyzja może być jednak związana z konfliktem z Iranem. Bardzo popularny obecnie Netanjahu, którego partia Likud ma zaledwie 27 mandatów w 120-osobowym Knesecie, może chcieć wzmocnić swoją władzę w obliczu ewentualnej wojny. Dziennik „Haarec" pisze, że Netanjahu może nawet liczyć na zdobycie większości w Knesecie (61 miejsc), co – ze względu na obowiązujący w Izraelu system głosowania – jest niezwykle trudne.

– Rzeczywiście Netanjahu może grać o większość w Knesecie. Jeżeli nie zdobędzie jej teraz, to nie zdobędzie jej nigdy – mówi „Rz" izraelski politolog Mordechaj Kedar. – Izraelczycy nigdy nie byli tak prawicowi, a opozycja jest niezwykle słaba i skłócona – dodał.

Według Kedara przyspieszone wybory wcale nie muszą jednak oznaczać, że Izrael na pewno zaatakuje Iran. – Podczas kampanii wyborczej Netanjahu będzie się starał przedstawić jako silny przywódca, jedyny człowiek, który może okiełznać reżim ajatollahów. Od gadaniny do decyzji jest jednak daleka droga – mówi izraelski ekspert.